Kolego tjn, po pierwsze wszyscy znajomi, przyjaciele, przyjaciólki, rodzina a nawet nieliczni (?) wrogowie zwracają się do mnie per Ziomek (forma ziemek jest mi obrzydliwą, nie umiem uzasadnić dlaczego, ot tak). Po drugie, trzecie etc. - poza Chatą im. kpt. Moravki i Śląskim Domem, tj. hotelami górskimi, pozostałe schroniska po pd. stronie Tatr jak najbardziej honorują legitymacje PZA. Wobec natomiast, rozsądnej dość powszechnej przynależności wielu aktywnych wspinaczy do któregoś alpenvereinu, najczęściej austriackiego, kwestia zniżek a przede wszystkim ubezpieczenia jest oczywista i bezproblemowa. Pd. sciana Wołowej Turni to jednak rejon M.Oka. Sam robiłem tam 5 dróg i ZAWSZE podchodziłem z taboriska na Rabaniskach. Spędzam na Słowacji średnio nie mniej niż 6 tygodnie rocznie, chadzam w różne miejsca a z bezpośrednią interwencją filanca spotkałem się cztery (4) razy w życiu. Raz w roku bodaj 1979 gdy skracałem nudne serpentyny schodząc z Przełęczy Pod Osterwą, raz w 1999 roku w Dol. Wielickiej gdy przyfilowano mnie podczas schodzenia z Litworowego Szczytu (pracownik SL zapytał się mnie gdzie spałem - w Śląskim Domu, A czy mam "nejakie horolezeckie pribory?", miałem), w 2003 zapłaciłem jedyny w życiu mandat w Dol. Złomisk, przyłapany na spaniu w kolebie (mandat 300 koron, był to nasz szósty nocleg, filance - a było ich trzech zaskoczyli nas ok 6 rano, byliśmy bez szans, zapytali czy chcemy się tego dnia wspinać, na nasze TAK, powiedzieli,że ok, ale żebyśmy po zakończonej wspinaczce przenieśli się do schronoska). Czwarty kontakt z filancem, to był grudzień 2004. Taki młodociany idiota przyczepił się do mnie i Ascety, że schodząc z Siodełka (popularnie zwanego Hrebieniokiem) "skracaliśmy chodniki". Wystarczyło jednak jedno strasznie nienawistne spojrzenie bardzo tego dnia zmęczonego Ascety, by zamilkł i poszedł w swoją drogę. Wcześniej wymamrotał jeszce coś na kształt, że mamy szczęście, że nie jest tu służbowo bo w przeciwnym razie zapłacili byśmy pokutę.
No cóż, Słowacy jako normalni ludzie, są żądni szmalu ale chyba ustępują trszkę naszym góralickom. Natomiast w ich części Tatr na przwdę działa się się bardzo swobodnie, miło i mało stresowo. Poza tym te puste doliny. Idziesz do Suchej Jaworowej albo nawet do Jastrzębiej i możewsz poczuć się jak zdobywca Tatr z lat dwódziestych ubiegłego wieku. Zachęcając Tosię do wspinu na Slowacji to właśnie miałem na myśli.
Pozdrawiam.