Zdecydowanie najwieksze ciary na plecach dostaje gdy slysze "Machine Gun" jeszcze jak gral w Band of Gypsis, fantastyczna 12-minutowa solowka. Jesli ktos z was slyszal ta piosenke i ma podobne odczucia to wie o czym mowie. Plyte z woodstock tez mam i choc fatalnej jakosci dzwiek ma cos w sobie takiego ze chetnie chwycilo by sie samemu za gitare. "Voodo chile" jest rownie doskonala co machine gun, wiec chyba te dwie polecilbym najbardziej choc jak wspomniano powyzej, Hendrix jest taki, ze ciagle odkrywasz w jego piosenkach cos nowego!
Pozdrawiam