zaba Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Jeśli masz na myśli zdarzenie w Buoux w 1997 roku,
> to akurat byłem świadkiem Twojego wypadku, choć to
> nie ja asekurowałem. Pamiętam, że asekurujący był
> bardziej przerażony od Ciebie i musieliśmy go
> długo uspokajać. W sumie stres był niezły, bo
> mogło skończyć się znacznie gorzej.
Dokładnie o ten przypadek chodzi. Nie pamietam, czy wtedy używaliśmy płachty (raczej tak...). Jeżeli mieliśmy płachtę, to w takim razie służyła wtedy wyłącznie do noszenia liny. Nie zwracało się uwagi na takie „szczegóły”, że lina zawsze ma być przywiązana do płachty — a to załatwia problem.
Masz rację - J. był wtedy śmiertelnie przerażony. Nawet stosunkowo niedawno mieliśmy z J. okazję spotkać na krótkim wspinaniu w Squamish :-)
Pamietam, że dupę uratowało mi to, że spadłem na pochyły kamień, wiec „wektor nie poszedł w oś kręgosłupa”. Skończyło się na odbiciu kości ogonowej.
W każdym razie od tego momentu wiem, że to głównie mój interes w tym, aby węzeł był na końcu liny. Tak jak sprawdzeniu czy asekurujący dobrze wpiął przyrząd. Co mi po tym, że to asekurujący będzie winy...
#konczebezpiecznie
Inw
————————————————-
Za cienki żeby mi dołożyć