A propos sikania na linę - nie wierzę, by mocz miał aż tak destrukcyjny wpływ, IMHO szybkie umycie obsikanej przez psa liny (a raczej jej wypranie) powinno załatwić sprawę. Wyniki podawane przez Pita Schuberta nie mają wartości naukowej, zaś ton jego wniosków:
[
www.pete-smith.co.uk]
dodatkowo każe mi patrzeć przez palce na wszystkie jego rewelacje.
Rozumiem, że mocz linie szkodzi, ale nie uważam za udowodnioną tezy, iż szkodzi bardziej, niż np paliwo Diesla lub deptanie po linie w rakach. Za mało naukowej metodyki. Od dawna moim podstawowym argumentem przeciwko Schubertowej urynofobii jest znany fakt, że skład chemiczny moczu i potu jest bardzo podobny. Tymczasem liny, szczególnie w newralgicznej okolicy wiązania węzłów, często aż ociekają potem. Statyki na sztucznych ściankach całe są nim przesiąknięte. Co na to Pit Schubert?
Widzę też pewną hipokryzję między wiarą w wyniki badań Schuberta a np. kwestią oznaczania środka liny zwykłym pisakiem kwasoodpornym lub farbą. Jeśli żadna z substancji zawartej w farbie teoretycznie nie szkodzi linie, to czemu cała farba szkodzi?
P.S. Żeby było jasne - widząc, że jakiś obcy pies szcza na moją linę, domagałbym się od właściciela odszkodowania takiego samego, jak w wypadku przecięcia lub innego nieodwracalnego zniszczenia liny. Właściciel może sobie wziąć tę obsikaną linę, ale mi powinien zapłacić proporcjonalnie do spodziewanego czasu, przez jaki mógłbym jeszcze używać liny, gdyby nie została obsikana, czyli np. połowę wartości nowej liny, jeśli używałem jej przez dwa lata, a spodziewałem się korzystać przez cztery.