21 cze 2012 - 10:11:23
|
Zarejestrowany: 22 lat temu
Posty: 3 055 |
|
MoriTanaka Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Wydaje mi się, że historycznie rzecz
> rozważając, najpierw schodzenie z drogi na OS-ie
> było niedopuszczalne, póżniej ktoś wpadł na
> pomysł, że można zejść jak się nie obciąży
> przelotów, a dopiero następni uznali, że jak
> startujeś już z pierwszym przelotem wpiętym to
> obojętnie jak go zrobisz...
> I to jest związek przyczynowo-skutkowy obecnej
> "pedaliady".
Tu się nie zgodzą i dam na to przykład.
W latach 80-tych najbardziej znanym polskim tradowcem (wtedy to było normalne wspinanie w odróżnieniu od stylu francuskiego, który jest normalny teraz) był Marek Płonka. Pod względem prymatu ortodoksyjnych zasad nad szacunkiem dla własnego organizmu można by go porównać do Biedrunia, aczkolwiek plasował się znacznie wyżej od Mariusza, w ówczesnej ścisłej czołówce wspinaczy.
W 1984 r prowadzenie OS Rysy Babińskiego (pierwsze?) wyglądało tak, że po założeniu 2-3 kostek, schodził na ziemię nie obciążając liny i uważał to za działanie prawidłowe (a jak wspominałem, był wyjątkowym ortodoksem i np. stosowanie wędki do patentowania odrzucał całkowicie, a nawet obite drogi miały wtedy znacznie mniej ringów). Ostatnie zejście wykonał z okolic "krzyża". Ostatecznie poprowadził drogę dopiero następnego dnia rano (musieliśmy spać pod nią, żeby ktoś nie zajebał całego tego utkanego szpeju razem z liną).
Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty