astrodog Napisał(a):
Jakosc tego przelotu jest
> drugorzedna - partner mnie asekuruje, a ja mam pod
> sobą wpinki z calej drogi.
Pierwsza nieprawda. Bywają drogi, szczególnie te łatwiejsze, gdy końcówka jest banalna i nie ma na niej przelotów. Słusznie, jak idziesz na drogę np. VI, a końcówka jest III, to nie obija się tam tak gęsto, jak wcześniej, bo nie ma potrzeby.
Lot podczas wspinaczki z tej końcówki jest niezwykle mało prawdopodobny, stanowi nikłe ryzyko samej wspinaczki.
Co innego, jeśli zwalisz się z takiego czy innego powodu spod ringa. Wówczas ten lot może się okazać bardzo fatalny.
Wybraną linę przekladam
> podwojnie przez kolucho zjazdowe
To jest ten moment, w którym w uładzie jest ze 2 metry wolnej liny. Tego właśnie nie zauważyłeś (mówiąc, że lina jest napięta - i co z tego, skoro jest napięta siłą Twoich rąk, a de facto ma 2 metry luzu!).
Od momentu,
> gdy przestalem byc zalezny od wezla-osemki, lina
> byla napieta a ja zawsze bylem ponizej kolucha
> zjazdowego.
Taaa, pominąłem znaczną część, bowiem nie musisz mi tłumaczyć procedury przewiązywania się. Powyżej masz zarzut i to dlatego napisałem, że nie wiesz, o czym mówisz.
Poza tym znów wychodzi, że nie czytałeś wątku. Piszesz o metodzie francuskiej, a my tu rozmawiamy o amerykańskiej.
Z francuską jest o wiele lepiej, moim zdaniem, bo jesteś ciągle związany liną. Acz gdyby ekspres się wypiął w momencie wybierania liny, a przed wpięciem do łącznika, mógłbyś w pechowej wersji doznać sytuacji, którą opisałem na początku tego posta. OK. - nie na wszystkich drogach będzie ona dotkliwa, ale jednak jest prawdopodobna jako scenariusz. Po co tak robić, skoro dwa niezależne ekspresy eliminują to zagrożenie?
> Nie mam pojecia o asekuracji. Nie wiem jak to
> skomentowac. Zrobilem setki wyciągow na wlasnej
> asekuracji w trudnosciach powyzej VI. Czesto z
> asekuracją bardzo wymagającą, bez
> rozpoznania/patentowania z wędki.
To czemu piszesz to, co powyżej? Piszesz o napiętej linie, podczas gdy jest de facto 2 metry luzu. Przemyśl to jeszcze.
Z Twoim
> klubowym kolegą na ten przyklad zrobilem oesem
> Cassina na Badylu w jeden dzien: namiot-namiot.
> Zrob u niego sonde - czy nie mam pojecia o
> asekuracji.
Operacje sprzętowe to szerokie spektum. Może umiesz motać kości itd. Ale o niektórych sprawach na stanie masz małe pojęcie.
> Co do lonży na wielowyciągówkach. Wyblinka jest
> bezpieczniejsza. Szybsza. Bardziej komfortowa i
> nieporownywalnie latwiejsza w regulacji. Mowię to
> na podstawie czasów przejsc w porownaniu do
> czasow przewodnikowych z przed i po "okresie
> lonżowym".
Stary, no przecież właśnie Ci pisałem, że jest bezpieczniejsza i lepsza, i to, że wcześniej używałeś lonży, było świadectwem niekompetencji. Dlaczego u licha sugerujesz powyżej (tłumacząc mi jakoby), że wyblinka jest lepsza? Zacytuj wypowiedź, w którym ja piszę coś innego!!! Przecież rozmowa o lonży dotyczy operecja przeplatania liny, a nie wspinaczki zespołu na drodze wielowyciągowej!!!
> Nie odsylaj mnie na kurs. W kategorii cyfry dzieli
> nas tylko kilka szczebelkow (Ty jestes na tych
> ponizej mnie - dla jasnosci), ale w kategorii:
> drogi z własną asekuracją, dzieli nas przepasc.
> Nawet nie wiesz czego nie wiesz - bez
> zlosliwosci.
Bez wątpienia. Ale my tu nie rozmawiamy o drogach na własnej, tylko o procedurze przewiązywania się.
> Ciekawe, czy gdybys wiedzial o wspinaczce ciut
> wiecej z wlasnego doswiadczenia - nabralbys
> pokory, czy też przeciwnie - utwierdzilbys się w
> swojej arogancji...
Ja nigdy nie używałem lonży na stanie, asekurując partnera. Ja nie twierdzę, że podczas przewiązywania lina jest sztywna (mimo, że przełożona przez ring jako U generuje ukryte w tej rzekomej sztywności metry luzu).
Naprawdę, napisałeś tu co nieco nieprawd - skoro tak drażnią Cię te bzdury. Plus jakieś nieporozumienia (to tłumaczenie mi o wyblince, niezauważenie, że głównym tematem jest metoda amerykańska).