> A niech tam, zrobię wyjątek dla Ciebie
> Starosto.
Obawiam się, że jeszcze długo będziesz mówił o tej sprawie. Jest ona bowiem obiektywna, a metody, które stosujecie, nie są optymalne ze względu na bezpieczeństwo kursanta. Opadną emocje, a wszystko stanie się jasne.
> Jakim cudem, skoro cały czas masz wykonaną
> wpinkę liną do stanowiska?? (tak jest
> prawidłowo)
> Jak Ci się wypnie ekspres (bo olejesz to że masz
> w nim wisieć, a nie stać z luzem) to ten w
> którym wisisz (wpięty do wyższego), a nie ten w
> który wpięta jest lina (wyższy). Ryzyko w
> takiej sytuacji jest zerowe. Jeśli asekurujący
> wie, że ma asekurować, to autoasekuracja nie
> jest konieczna (ze wzgledu na ryzyko
> nieporozumienia - były poważne wypadki! - jest
> wręcz niewskazana). Amen.
W tej sytuacji przy wybieraniu także grozi Ci lot. Owszem, o wiele lepszy, niż w przypadku bezpośredniego wpięcia liny "z dołu" w łącznik, ale jednak tez lot. Wybierasz bowiem linę i o tę długość możesz polecieć. Co z tego, że lecisz, mając od razu przelot z góry? Lecisz na HMS i to jest istotą sprawy.
Nadto nie wiem, z czego wnosisz, że ten górny ekspres nie może się wypiąć. To jest istotnie niemal nie mieszczące się w głowie. Podobnie jak to, że wypnie się karaninek z potrójną blokadą przy wspinaniu na wędkę. A jednak się tak nie wspina (mimo, że wytrzymałość boczna jest teoretycznie wystarczająca do wędkowania i wędkowych przysiadów). No ale to akurat poboczna kwestia. Istotne jest to, w powyższym akapicie.
Poza tym przypominam o przewiązywaniu się francuskim, gdzie także grozi lot. Już nie na HMS, ale grozi. Po co? Możesz mi to wytłumaczyć? Skoro zwykła lonża, która waży z małym zakręcanym karabinkiem mniej, niż ekspres, załatwia sprawę?
Mamy tu następującą sytuację: Blondas twierdzi, że wpięcie się lonżą "w tyle głowy wspinacza" oznacza AUTO. To zostało literalnie napisane. Według Blondasa wpięcie się lonżą prowokuje sytuację, w której asekurant wypnie przyrząd.
Otóż już z tego wątku wynika, że to nieprawda (vide wpis Andrzeja Dutkiewicza). Jak świat światem, ludzie wpinali się lonżą i nikt nie traktował tego jako znaku do końca asekuracji. To po prostu wyssane z palca spekulacje. Może wynikają z obserwacji, ale to tok myślenia, w którym z tego, że ludzie robią źle, niepoprawnie, wyprowadza się zaniechanie stosowania bezpieczniejszej metody.
W gruncie rzeczy wy po prostu sami robicie błąd, myli się wam bowiem układ artefaktów na stanowisku z komendami. Jak wcześniej napisałem, nie ma absolutnie żadnego znaczenia, co robisz na stanowisku - dla asekuranta wiążące są komendy i tyle. A jeśli Ty chcesz być opuszczany i po wpięciu się lonżą krzyczysz "auto", to po prostu robisz błąd. Rola Twoja i Blondasa, by takie błędy prostować.