Bez przesady z tym nielubieniem. Chodzi tu o fakty.
A te - przynajmniej ja - dostrzegłem w toku dyskusji, stąd jak ktoś to czyta, może mieć wrażenie lekkiego chaosu.
Po kolei zatem:
1. ja nie czytałem tekstu Bodzia, więc nie pytaj mnie o ten tekst
2. przeczytałem w poście Blondasa, że on zakazuje lonży do przewiązywania - to jeden z wątków, które podjąłem, uważam jego stanowisko za absurdalne - teraz już choćby Andrzej Dutkiewicz napisał, że sam używa lonży do przewiązywania się
3. w toku tych dyskusji ja i nie tylko ja zdaliśmy sobie sprawę, że w metodzie amerykańskiej jest moment, w którym z liną jesteś połączony wyłącznie karabinkiem HMS. Zatem o ile nie masz pewnej autoasekuracji, ryzykujesz lotem na HMS.
Taka sytuacja ma miejsce, kiedy przy przewiązywaniu wisisz na dwóch szeregowo połączonych ekspresach. Nijak nie można tego uznać za pewną autoasekurację. Szczególnie początkujący na stanowisku na półce, kiedy się wierci, może wypiąć ekspres. Wówczas grozi mu lot na HMS.
4. W zasadzie podobny problem jest w metodzie francuskiej, kiedy wybieramy sporo liny. Co prawda wówczas lecimy na linie, nie na HMS, ale pytanie, po co? Skoro wystarczy po prostu wpiąć się lonżą bądź dwoma niezależnymi ekspresami?
WNIOSKI
Przy przewiązywaniu należy się w 100% pewnie przyasekurować.