Wobec wątpliwości, wyjaśniam jeszcze dokładniej swoje nieprecyzyjne sformułowanie.
Autoasekuracja to rodzaj asekuracji, którą założyliśmy sami i jest niezależna od partnera. Takim rodzajem autoasekuracji będzie np. małpa wpięta w poręcz, lonża do ringa, ekspres do ringa. Cokolwiek, co chroni nas przed upadkiem.
Auto jako komenda oznacza, że ktoś ma tak pewną autoasekurację, że zwalnia partnera z obowiązku asekurowania. Oczywiście wiąże się to też z kontekstem sytuacyjnym - mówimy tak w konkretnych okolicznościach. W górach, gdy kończymy wyciąg i założyliśmy stanowisko i wpięliśmy się do niego; w skałach, gdy wpieliśmy się w stan i chcemy sami zjechać.
Oczywiście ekspres jest asekuracją. Chodziło mi tylko o to, że jako przelot jest wyłącznie asekuracją, zaś kiedy łączy nas ze stanowiskiem jest autoasekuracją.
Proszę się nie obruszać, tylko zastanowić chwilę, co tak naprawdę oznacza pojęcie autoasekuracji? Oznacza to tyle, że asekurujemy się sami. Moim zdaniem chodzi tu po prostu o samowystarczalne asekurowanie się i tyle.
To słowo de facto potoczne.
Co innego komenda AUTO.
Tak więc raz jeszcze powtarzam, w sytuacji przewiązywania powinniśmy mieć absolutnie pewną autoasekurację, natomiast nie mówimy wówczas do partnera AUTO - ergo nie zwalniamy go z obowiązku asekurowania.
Jest to ważne zarówno w metodzie francuskiej, gdzie wybieramy sporo liny, co może grozić zupełnie niepotrzebnym długim lotem już po zrobieniu drogi, jak i metodzie amerykańskiej, gdzie przez chwilę łączy nas z liną karabinek HMS.
Ta autoasekuracja to może być lonża z HMS bądź co najmniej dwa niezależne ekspresy (więcej, jeśli trzeba przedłużyć, nie chodzi mi o wpinanie się do większej ilości punktów).
Tymczasem tutaj mieliśmy pokaz o następującej treści: