Dla rozweselenia - ale i ku refleksji - opiszę moją przygodę.
Koniec lat 90-tych, późna jesień, Krzemionki.
Poprowadziłem Podpuchę VI.2+, co było wtedy moim rekordem. Wiszę w taśmach na jednym ringu (tak wyglądał wtedy "stan" tej drogi) przepełniony radością. Po wciągnięciu z dołu przyrządu (nie miałem go przy sobie, żeby się nie obciążać - w końcu był to mój maks!:)) - którym zresztą był ósemka - przeciągam linę, żeby z tych taśm zjechać. Patrzę w dół i widzę, że kumpel już się przebrał. Ciągle przepełnia mnie radość wielka. Wtedy słyszę z dołu:
- Dobra, to ja już idę.
I poszedł.
Wiecie, jak się wtedy czułem?
Zjechałem szczęśliwie, poszedłem do domu. Piwo zwycięstwa wypiłem sam.
:)
Dalej wspinaliśmy się razem, ale nie zapomnę mu tego do końca życia.
Interesujesz się Tai Chi? Zapraszamy
www.yinlong.pl
www.facebook.com/srebrny.smok