Dlatego, że może mi być ów partner potrzebny jeszcze. A gdyby stan byl chujowy i wypadł to co? Wolałbyś by kumpla nie było czy, żeby jednak miał Cię w przyżądzie z wydanym Ci koniecznym luzem i przelotami pod stopami?
Ale, hola, hola, nie jest tak, że jegomość nie może się potencjalnie oddalić, tylko nie w skutek komendy 'auto'. O to mnie się rozchodzi. O rozumienie komendy. A może każdy zespół się umawia co znaczy konkretna komenda dla ich wspinu i specyfiki drogi? I niech tak będzie. Dla przykładu; uważam że im mniej komend tym lepiej, zwłaszcza w górach. Gdy jestem na stanie i mam auto, nie drę japy tylko wpianam np. reverso dla ściągnięcia drugiego i dopiero oznajmiam że mam auto. Drugi wypina linę z przyżądu i nie drze japy "nie asekuruję!" tylko mówi "wybieraj". Omijamy zbędną komendę.
Nigdy nie widziałem i mi się nie zdarzyło by partner polazł nie uzgodniwszy tego ze mną, a w skutek komendy "mam auto!". Tyle.