To było 31.12.04. W dachu wyglądał jak pająk na suficie; powolny, statyczny, obojętny na grawitację (wtedy jeszcze nie miał zwyczaju pokrzykiwać). Po robocie zjechał niezbyt zmęczony, choć może nie znam się na oznakach zmęczenia u pająków. Włosi za to poznali się na AO, koniecznie zapraszali go na jakąś swoją ściankę, w końcu wyprosili autografy. Ciekawe czy ich wartość wzrasta.
Zapomniałem wspomnieć, że mój pierwszy demotywator nie używał nie tylko butów ale i magnezji. Robił Invidia 3/4 (więc 8a), a raczej pokazywał ją sterydowi w bularce, który chyba tak samo zdeprymowany jak ja cienko tam rzeźbił. Ja rzeźbienie sobie tego dnia całkiem odpuściłem. Oczywiście jedynie z uwagi na datę i późną porę (koło 16) zaczęliśmy urabiać wino.