Heh, właśnie na zamku Bolczów doświadczyłem najbardziej kuriozalnej sytuacji w mojej wspinaczkowej karierze... Podchodzimy z ekipą do bulderów na okolicznych kamieniach i co? Pod dwoma piękna, soczysta sraka... No nic, przez jakiś czas będą wyłączone z użytku. Bierzemy linę, prowadzimy tradzika na murach zamkowych a ty nagle puszka po żywcu miją głowę kumpla o kilka cm. Następna puszka trafiła w kask, po niej nadleciał kamień (!) który na szczęście minął się z celem dość znacznie. Ja i jeszcze jeden kumpel widząc to wbiegamy na mury "rozliczyć" się z jakże zabawnym towarzystwem na murach. Biegnąc po schodach w pełnym wzburzeniu zaczynamy rzucać mięsem na tych kolesi, ale jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy starsze małżeństwo z pieskiem i wnuczkami... cóż ciekawa dyskusja się wywiązała. Dziwni ludzie. Jakoś wspinanie uważali za najwyższe zło i przejaw wandalizmu, a rzucanie puszek - czyli śmiecenie i powodowanie zagrożenia dla naszego zdrowia (no bo życia to raczej nie) zdawali się uważać za swój obywatelski obowiązek...