<Myślę, że to boli Szaleńca iż Wolfgang podkreślał, że jeśli jakiś kawałek jest za trudny dla niego to należy go zostawić w spokoju - w końcu przyjdzie ktoś dla kogo nie będzie za trudny i go zrobi,
Nic mnie nie boli-a z pewnoscia juz Twoje urojenia na moj temat.
Wolfganga bardziej lubilem niż Moffata-mimo iż nigdy go nie spotkałem.Ale znalem kilku jego dobrych kumpli-z jednym-Milanem Sykora wspinalem się w Czechach a pozniej z nim korespondowałem.To pozwoliło ji wyrobić sobie o nim opinie jako o człowieku-zdecydowanie pozytywną.
Moffata widzialem wielokrotnie-i z pewnościa byłby to nieszczególny kandydat na kompana.
Niemniej to on był geniuszem.Jego wspinanie, styl tegoż był po prostu znakomitą improwizacją.Żadnej elegancji ruchu-odnosilem wrazenie ze ten koleś(a niutona mialem z pewnoscią lepszego...) wspina się za pomocą samej motywacji-150% tejze w stosunku do fizycznych mozliwosci..Wszytko inne-nadazalo za nią...Nigdy przedtem a ni pozniej nie widziałem łojanta tak zdeterminowanego koniecznoscią przejscia drogi, baldu, problemu.
Co ciekawe-Moffat w strefie nie rozgrzewal się-wylazil na drogę prosto ze śpiwora..Pierwsze ruchy mial dramatyczne-ale im wyzej szedl wtym bardziej w jego wspinaniu pojawiała się pewność-tam gdzie innych już dawno trzęsło...tam był solidnie rozgrzany.
Geniusz dotyczy przede wszytkim jego wczesnych lat-tych do kontuzji. Kiedy przerastal o długosc innych-a z pewnoscia Gullicha ktory robil niewiele trudniejsze drogi RP niż Moffat flashem( 8b wobec 8a+...)Po powrocie w 1986 bylo już co najmniej kilku rownorzędnych mu wspinaczy.
Gullich tymczasem realizowal się w jednej tylko dyscyplinie-"produkowaniu cyfry".Co owszem-z mojego punktu widzenia zaskarbialo mu ogromna sympatię-ale powodowalo pewną jednostronnosć.W on sightach nie blyszczał-nie byla to zadna tajemnica......a nad swimi przejsciami długo pracował.
W 1988 roku tuz pzred mom wypadkiem przeszedlem w Schmilka Sternschnuppe-jedną zpierwszych Xc podejrzewaną poczatkowo o IXa.Bylo to 4 przejscie drogi w tym 3 RP-pzrede mną robili ja RP Hudecek i Gullich.Gullichowi zajeła dwa dni-ja ja zrobilem w 3 przymiarce -w 3 godziny(wszytkie owe pzrejscia odbyly się w tym samym roku-na wiosnę, w lecie 1988.Jestem wrecz pewien ze Moffat tą drogę przeszedłby OS-byla wecz stworzona do naporu na maxa
Zresztą Gullich niespecjalnie chyba dobrze czul się majac za plecami publikę, oblig powtorzenia czegos.Moffata ona wrecz uskrzydlała.
Moffat miał coś w sobie z Kozakiewicza w Moskwie...
I na tym też polegał jego geniusz-umial stworzyć widowisko!...