Zainspirowany wypowiedzią "kierownika" z dnia 13 maja postanowiłem dodać do Waszej dyskusji jeszcze kilka zdań. Traktowanie działalności wydawniczej polegającej na "produkowaniu" specjalistycznego czasopisma górskiego o kilkutysięcznym (a niechby i nawet kilkunastotysięcznym) nakładzie w kategoriach "biznesu", jest błędem logicznym. Ja wprawdzie znam gazetki o znikomym nakładzie (np. 1000 egz.) i... nieukazujące się w ogóle na rynku, a służące do zarabiania konkretnych pieniędzy z "reklamy", ale to jest zupełnie inny temat i raczej dla policji skarbowej, a nie dla nas. Dla mnie osobiście tworzenie i wydawanie GiA jest... frajdą w czystej postaci. I tylko dlatego to robię! Czas na to przeznaczony, gdyby go spożytkować na "normalny" biznes, dałby mi - w materialnym sensie - wielokrotnie więcej. Jeszcze do ubiegłego roku wydawanie GiA udawało się utrzymać we względnie jednostajnym rytmie, przy zrównoważonych wydatkach i przychodach. Obecnie obieg pieniądza w Polsce został totalnie zdestabilizowany i zaczęły się problemy: nikt nikomu nie płaci, bo "im" też nikt nie płaci - i kółko się zamyka. Szanowni dyskutujący na tej stronie! Musicie mieć świadomość, że tego typu problemy nie dotyczą wszystkich wydawców. "O życie" walczą gazety prywatne, którym nikt nic nie da za darmo, a pamiętajcie, że pozostający do podziału "tort tłustych reklam" jest mały i nie rośnie, za to chętnych do jego pożarcia wciąż przybywa. Tzw. realia rynku, w nosie mogą mieć wydawcy "gazet-utrzymanek" (bez obrazy! - np. "Taternika"), gdzie finansowanie idzie z kasy jakiegoś "fundatora". Są też tytuły (np. "n.p.m.") za którymi stoi potężny kapitał, dla którego możliwe do udźwignięcia są wielomiesięczne nawet straty ponoszone na danej gazecie po to tylko, by w jakiejś perspektywie opanować rynek danej branży tematycznej. Czasem się to udaje... i zależy to chyba wyłącznie od desperacji właściciela, ale... końcowy wynik finansowy jest czynnikiem absolutnie decydującym. I zdanie ostatnie: "kierownik" użył zwrotu "Wypuszczają fuszerę..." Jeśli "fuszerą" ma być niepełność informacyjna, to zgoda, ale tu "wina" spływa w dużej mierze na leniwe do pisania i informowania środowisko. Jeśli zaś "fuszerą" miałoby być coś innego, to protestuję i żądam konkretów, bo tzw. literówki czy błędy informacyjne "fuszerą" nigdy nie będą. To pierwsze zdarza się wszędzie, nawet w encyklopediach (bo gazety i książki robią ludzie (!), a nie komputery), to drugie wynika z braku informacji, i zawsze jest chętnie przez wydawców korygowane i prostowane. Tempo wydawania gazet jest ogromne, a wypadku GiA czasem zawrotne. Zdarzało mi się już nie raz i nie dwa, np. o 5.00 włamywać tekst do numeru, który szedł na maszynę drukarską o 10.00 tego samego dnia. W takiej sytuacji nie trudno o błąd, ale nigdy nie będzie to "fuszera". Życzę wszystkim rzeczowej i... owocnej dyskusji
Alek Lwow