Stary! Masz stuprocentowa racje. Niejednokrotnie sam doswiadczylem czegos takiego. Mieszkam na poludniu, a studiuje na wschodzie, gdzie spedzam obecnie wiekszosc mego zywota. Dla mnie wyjazd w skaly w czasie roku akademickiego to jak dla Armstronga pierwszy krok na ksiezycu. Przyjezdzam ja se do Podzamcza, mialo to miejsce w ubieglym roku w maju w dlugi weekend, a tam tak jak piszesz, full ludzi, a jeszcze wiecej wedek. A zeby bylo ciekawiej, wszycy leza debatujac o d.... Maryny. Pytam kolesia, czy dlugo beda ladowac a on do mnie, ze przyjechali z jakiejs miejscowsci pod Krakowem i chca maksymalnie wykorzystac czas, zeby poladowac. Troche mnie to zdziwilo, bo ladowali... ale browara. Jedna wielka prosba; wiecej szancunku dla ludzi, ktorzy przejechali pol Polski, zeby poprowadzi chociaz kilka drog. Tam gdzie studiuje, najblizsze skalki sa 100 kilosow od miasta. Taka wyprawa nawet samochodem to 1.5 h jazdy, ktora na wlasna reke troche kosztuje. Chyba, ze ma sie kolesi z bryka.
Wszystkim, ktorzy sie tym chodz troche przejma, bardzo goraco dziejkuje...;-)