Szanowny Robercie!
Zmieszałeś dwie różne rzeczy - koszt szkolenia oraz koszt karty taternika. Sam dokument zawsze był tani i sprowadzał się do opłaty administracyjnej.
Przez wiele lat istniały kolejne stopnie alpinistyczne: sympatyk, kandydat, taternik samodzielny, taternik samodzielny z uprawnieniami zimowymi, taternik zwyczajny (stopnia nadzwyczajnego nie było, choć w tych czasach wszyscy, niezależnie od stopnia, byliśmy nadzwyczajni..). System ten miał swoje dobre strony - wymuszał kolejne szkolenia (nie były one robione dla kasy, zwykle były to szkolenia koleżeńskie lub praktycznie bezpłatne kursy). Myślę, że gdyby wtedy istniało forum brytana, nie spotykalibyśmy postów pod tytułem "co polecacie na początek w Tatrach". Ludzie nie błądzili w zejściu czy wejściu (no, z wyjątkiem słynnej historii gdy paczka J.Długosza chcąc iść z MOka do Pięciu Stawów, we mgle "pomyliła ścieżki" i znalazła się w Chacie pod Rysami - ale może dlatego że było to na długo przed powstaniem PZA?).
Owszem, były kuriozalne zarządzenia typu "samodzielny z kandydatem może wspinać się na drodze do V stopnia trudności, a kandydat z kandydatem do IV" - na szczęście był to martwy zapis.
Teraz tez są szkolenia - dla chętnych na podniesienie swoich kwalifikacji, a nie uprawnień - robione przez kluby lub przez szkoły wspinania. Kosztują tyle ile wynika z równowagi pomiędzy popytem i podażą. Ja uważam że w Polsce kursy są bardzo tanie (swoją drogą z Podlasia stosunkowo dużo kursantów jest, a dziewczyny jakie piękne..).
Wspinacze i tak maja nieźle - wyobraź sobie utalentowanego golfistę, kierowce F1, curlingowca lub surfera z wioski na Podlasiu...
Gdy pozytywnie skończysz kurs tatrzański, możesz otrzymać kartę taternika - ale nie musisz.
To tak jak z kursem nauki jazdy pojazdami mechanicznymi - kosztuje duże pieniądze, ale nie zmusza Cie do odebrania prawa jazdy, które jest tanie. Ale konieczne do poruszania się po drogach publicznych.
Ja na swoją starą kartę taternika patrzę z rozrzewnieniem - w moim życiu to najważniejszy, obok legitymacji studenckiej, dokument.
Karta taternika wywoływała złe emocje bo coś reglamentowała. Ale jednocześnie (niczym kalendarz Pirelli) dawała poczucie przynależności do elity. Bo wspinacze od początku byli jedną z elit społeczeństwa polskiego.
Teraz reglamentacja odbywa się innymi sposobami, np: zarządzeniami gospodarzy terenu (TANAP, rezerwaty, tereny prywatne), zaporowymi cenami (bilety wstępu, przejazdy) czy tak wyszukanymi metodami jak brak topo, brak stałych punktów asekuracyjnych, albo zwyczajowym samoograniczeniem pod rygorem "społecznego bicza" - zakaz dry toolingu, zakaz używania haków, magnezji itp.
Zastanów się, po co ta reglamentacja i czy czasami nie ogranicza naszej wolności (tak jak obowiązek posiadania prawa jazdy do poruszania się po drogach). I czy, jeśli niektóre z ograniczeń są według Ciebie słuszne (np. zakaz wbijania haków szczelinowych w Podlesicach), nie jest to czasami dowód na to że jednak "można być częściowo w ciąży"
Pozdrawiam - Włodek "Jacooś" Porębski
PS:
Winetou to pewnie Winnetou, a howg to pewnie hough.
Hej.