Bardzo boleję nad tym, że KW W-WA, podobnie jak i wiele innych klubów jest ZMUSZONY, z czysto pragmatycznych względów do podlegania PZA, który to twór jest niczym innym tylko zbędną biurokratyczną nadbudową, narzuconą środowisku przez komunę (jak pamiętamy w roku 1974). Demokracja szaleje już szesnaście lat plus, minus a na naszym poletku jak za ponurego socjalu - muszą być urzędasy od wspinu, którz wiedzą lepiej co dla środowiska jest dobre, dzielą jakiś tam, nie za duży ale zawsze jakiś szmal i o tym czy owym decydują. Wiedzę o NABRZMIAŁYCH PROBLEMACH ŚRODOWISKA chętnie zgłębiają w trakcie, najlepiej wyjazdowych, dyskusji i pilnie dbają żeby coś się radykalnie nie zmieniło, bo mogłoby się okazać, że w wyniku zmian będą musieli zczeznąć a tego nikt nie lubi. Nie chce mi się wstukiwać elaboratu uzasadniającego szczegółowo dlaczego PZA jest be, a jest. Zdecydowanie bliższa jest mi koncepcja dawnego Klubu Wysokogórskiego z Kołami terenowymi. Ot taka bardziej towarzyska organizacja.
To, że kiedyś byłem członkiem Zarządu PZA i jakiś czas pracowałem jako etatowy członek Komisji Sportowej ma tu do rzeczy tylko tyle, że mogłem od podszewki i bardzo praktycznie poznać mechanizmy rzadzące Związkiem. Gdy nastała demokracja a ja nabrałem więcej rozumu, zrozumiałem, że nie chcę w tym bagienku dłużej sie taplać. I przestałem. Ot co.
DŻOPODŻORI