Megadeth napisał(a):
> drogi były moze słabiej obite, ale radosc była większa,
> odkrycie za odkryciem, nowe rejony, plecak, wieczorne ogniska,
> ta euforia.....
Kiedyś złapałem się na tym, że nie mam na nic czasu.
Powiedziałem DOŚĆ. Żadnej pracy w nadgodzinach. Zero zapracowywania
się.
Po jakimś czasie okazało się, że moja sytuacja zawodowa zamiast
pogorszyć się, znacznie się poprawiła. Po prostu nie byłem już
ciągle zmęczony, zestresowany, bardziej mi się chciało pracować.
A to o czym piszesz, to poszukiwanie, przygoda, nie przepadło gdzieś w odchłani przeszłości, trzeba go poszukać wewnątrz siebie. Przestać
patrzyć na cyferki na drodze, szukać nowych doznań, nowych klimatów,
ciągle coś zmieniać, odkrywać wspinanie na nowo.
Kiedyś świat postrzegany w kategorii gór i skał wydawał mi sie rozległy,
ciągle znajdowałem nowe, niezbadane obszary, ciągle było wiele nieznanych miejsc. Potem, gdy poznałem dokładnie Tatry i dolinki,
świat nagle skurczył się, zezwyczajniał, poszarzał. Wyjazdy przestawały
bawić, na ogniskach nie było już tak ciekawie, barwy przyblakły jak
stare wspomnienia.
Potem przyszło olśnienie. Zauważyłem że to nie świat się kurczy, tylko
to ja znużony podążam ciągle tymi samymi, przetartymi przeze mnie
ścieżkami. Ścieżkami które znam, i na których nic mnie już nie zaskoczy.
I wtedy pod wpływem impulsu, moje postrzeganie świata zmieniło się
w mgnieniu oka. Barwy stały się znów żywe, zapachy wyraźne a wspin
zmienił się w doznanie nie tyle fizyczne, co w misterium, ucztę pełną
nowych nieznanych smaków.