>Nie mniej jednak napady na szlakach to zupełnie nowa jakość.
W Polsce tak, ale od kiedy zostałem napadnięty przez nożownika w Kobylanach (już w 1999!) i przeczytałem o rajdach na miasteczko namiotowe pod Żabim Koniem (pierwszy raz w zeszłym roku, powtórka w tym) wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie. W Peru był taki okres, że regularnie zabijali turystów na Drodze Inków, w Nepalu maoiści grabią trekkerów (ostatnio przestali zabierać aparaty i dają nawet coś w rodzaju pokwitowań), na Madagaskarze w 2002 "oficjalni" strażnicy parków narodowych odkryli, że białasy gotówkę na cały wyjazd noszą ze sobą i zaczęły się pierwsze trupy...
Obawiam się, że ten przypadek z Bieszczadów to tylko forpoczta, a i media zachowały się wzorcowo - instruktażowo. Czasem żal, że nie ma szans na powielenie peruwiańskich i nepalskich metod walki z bantyzmem na szlakach. Dodam, że nie mają one nic wspólnego z europejskim pojmowaniem adekwatności winy i kary.
m.b.