Hej
Problem jest nieco szerszy. I nie ma co tu zganiać na komunę - to do Kolarza.
W tamtych czasach jak pojechała ekipa w Himalaje i pewien gość przyzwyczaił się do figurki Buddy w czasie gościny u miejscowego mnicha to został "wyklęty" ze środowiska.
Po wielu latach klient pojawił się w GÓRACH jako publicysta i znawca ścian tatrzańskich.
Faktem jest, że to w tamtych czasch Polacy kradli na potęgę w sklepach nie tylko w Chamonix i to Kolarz też pewnie pamiętasz.
Później nie było lepiej "dziwnie tanie" goreteksy i sprzęt sprzedawane przez kolegów na początku lat 90-tych.
Jazda na "magiki" - tym którzy nie wiedzą śpieszę wyjaśnić, że były to fałszywe bilety jakimi brać wspinaczowa znad Wisły jeździła w Europę. I nikt wtedy ani wielcy ani mali tego nie piętnował, moja koleżanka powiedziała mi, wiesz ja nigdy nie miałabym okazji, żeby pojechać do Hiszpanii - bez komentarza.
Tu wrócę do słow Bobasa z dyskusji opublikowanej w Tatrach i omawianej gdzieś wcześniej. Ma on trochę racji, mówiąc, że teraz do wspinania trafiają ludzie przypadkowi, bez przygotowania jakie może otrzymać na kursie. Jeżeli ktoś wyniósł z domu i ze środowiska w którym się wychował podstawy kultury, to na ogół wchodzi bez szkody dla natury nie tylko do wspinania, ale wogóle do świata przyrody - kajak, góry, iin.
Jednak w związku z masowością i "brakiem obyczjów" mamy to co mamy. Ludzi wspinających jest coraz więcej i więcej jest śmieci i zniszczeń. Jeżeli się sami nie będziemy ograniczać to zrobią to za nas inni i będzie tak jak w Hejszowinie.
No starczy tego bicia piany
Trzeba łoić, a gnoi którzy kradną i śmiecą prać po ryjach :)
Bodziu