Ja zawsze mam dwa aparaty. Głupiego jasia dla prowadzącego co by mu za bardzo nie ciążył i wadził i lustrzanke dla drugiego. Oba są przełożone w futerale przez ramię i futerał przypięty z tyłu uprzęży karabinkiem (żeby się nie telepał). Jeśli trafiamy na jakiś wyciąg bardzo trudny i wiemy że możliwe są loty to po prostu prowadzący nie bierze głuptoka. Dodatkowo, (zwłaszcza w przypadku lustrzanki) pasek od aparatu jest przepiety przez pasek od futerału. W ten sposób nie trzeba odpinać futerału od uprzęży aby wyciagnąć aparat, a aparat nawet jak wypadnie z ręki (np. partner na gle poleci i musimy szybko łapać linę) to i tak jest przypięty i nie spadnie nam do podtsawy ściany. Ważna jest tylko tutaj kolejność ubierania żeczy na siebie tzn. szpejarki, plecaka i aparatu.
Co do obviektywów nie nosze żadnych. Wiadomo - co stała optyka to stała, i że zoom typu 28-210 nie jest najlepszy ale trzeba isc na kompromis. Nie ma czasu żeby przekręcać obiektywy jak partner prowadzi, bo wspin trwałby 4 razy dłużej. I tak przy moim zapale do fotografowania czasy wychodzą czasem i 2 razy dłuższe - co chwile jest: poczej bedzie fajna fota. Bywało, że i na jednej drodze robiliśmy cały film:)
Co do wypowiedzi o Olympusie mju. Strasznie sie psują - nie ma sensu tego kupować. Wiem z doświadczenia.