Kajetan Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Mam powody przypuszczać, że mieli powody, aby
> "naciągać gumę", tym razem nie wyszło. Gdyby
> przelecieli kilka metrów wyżej to być może
> nawet nikt by nigdy się nie dowiedział, że 100
> osób było o włos od śmierci.
>
> K.
Właśnie - na lotniskach cywilnych wszystkie przeszkody terenowe w rejonie/ kierunku podejścia muszą być zinwentaryzowane, oznaczone wg. długość-szerokość geograficzna, i mieć określoną, maksymalną wysokość. Stąd żarty co niektórych, że drzewo zostało tam celowo posadzone są trochę jak strzał w stopę.
Pomimo tego, że samolot musi być na znacznie wyższej wysokości - drzewa i inne przeszkody muszą być, znacznie niższe niż ścieżka/ glisada (jak to tam zwał), więc chyba ma to jakiś sens? I nie należy tego (drzewa jako przyczyny) odrzucać na zasadzie pieprzenia nawiedzonego wyznawcy teorii spiskowych. Od jakiej wysokości przeszkody kończy się dyskusja nt. teorii spiskowych? Lub mówiąc poważniej argument zasługuje na rzeczową analizę? 30? 50? 70?
Na lotnisku cywilnym odpowiadałby zapewne pilot (procedura) i osoba odpowiedzialna za niezastosowanie się do obowiązku ograniczenia wysokości przeszkody – czyli właściciel lub zarządca nieruchomości.
Równie "dobrą" hipotezą byłoby: podejście do lądowania do 90-70 npt., brak widoczności, próba odejścia i bum w drzewo. Co "na oko" ;-) by się zgadzało przy 8 m/s tutka potrzebuje 50 m zapasu.
W odniesieniu do Smoleńska zdaje się nawet tego tematu nie ma – bo i chyba drzew już też nie ma. Jeśli faktycznie ich nie ma, zostały ścięte (nie śledzę informacji na ten temat od jakiegoś czasu) to jest to zacieranie dowodów – i to bez dyskusyjne.
Chyba, że wiadomo że lotnisko w S. jest na tyle do dupy że tam się wszystko może zdarzyć – to co robi MON czy osoba odpowiedzialna za wybór lotniska i ocenę jego stanu? Na karcie podejścia zapewne nie ma informacji nt. przeszkód – takich jak sądzę po prostu być nie może lub powinny być oznaczone – nie oznaczonych nie ma – nie stanowią przeszkody.
T.