seler Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> wedlug Starosty taki ktos dokonuje conajmniej brutalnego samookaleczenia bo w paznokciach zyje
> dusza... ops... "swiadomosc" znaczy sie :)
Nie należy się z Szanownego Starosty wyśmiewać!!
Już starożytni (Arystoteles) twierdzili, że w ludzkim zarodku pojawia się DUSZA, pojęcie u Madagaskarczyków nieznane. I nasz tajemniczy
Starosta - choć wprost do tego najwyraźniej wstydzi się przyznać - w obronie owej DUSZY, a nie "życia", jak wstydliwie twierdzi,
występuje (no, bo wegetarianinem chyba nie jest??).
A jak już jest DUSZA, to nie ma o czym dyskutować - najwyżej można w mordę lać, spalić na stosie, albo po ojcowsku do lochu wtrącić.
Na pocieszenie Szanownego Starosty należy dodać, że od starożytnych, przez Augustyna po Akwinatę pogląd był taki, że owa DUSZA (ludzka, a nie jakaś tam
anima) zostaje "cudownie przyczepiona" do zarodka dopiero
po pierwszym, albo po drugim miesiącu od napoczęcia -- ten drugi przypadek dotyczył zarodka żeńskiego - tam dusza nieco dłużej zwlekała z pojawieniem się. Może więc tych zbrodni było mniej niż Szanowny Starosta domniemuje...?
Szanownemu Staroście, tak naprawdę, nie o ową potencjalność chodzi, nie o "nóżki i rączki" (cielesność), ani nawet nie o mózg (który nawet u 3-miesięcznego zarodka jest dużo marniejszy niż u dorosłego szczura), lecz troszczy się o losy owej biednej nowej duszyczki!
Ta troska jest w pewnych kręgach bardzo wielka i trwa od wieków. Już w średniwieczu dla ratowania DUSZY protoplaści Szanownego Starosty w pocie czoła i z wielkim oddaniem śmiertelnie zamęczyli niejedno grzeszne i paskudne ciałko (a jak uczyli wielcy teologowie, szczególnie kobiece ciałka są siedliskiem grzechu). Tak w Europie, jak i po odkryciach nowych lądów, na innych kontynentach. I tam dla ratowania duszyczek przez pokolenia z wielkim poświęceniem "na delegacji" pracowano nad grzesznikami.
Teraz nowych lądów nie przybywa, więc Szanowny Starosta i jego kompania chce popracować nad grzesznikami lokalnymi, swojskimi.
Zawsze mnie dziwiło, dlaczego tzw. "obrońcy życia" sami się tak nazywają?? Przecież nie o jakieś marne, cielesne ŻYCIE im chodzi, ale o boskie i wieczne duszyczki??? Życie przecież, to plemnik, mucha, dżdżowniczka czy świnka. Tym sposobem narzuca się język "zarodków", "komórek" i innych marności. Szanowny Starosto, więcej odwagi! Mów śmiało i głośno, że o DUSZĘ, a nie o marne ciało Ci chodzi. I wtedy wszyscy przyznają Ci rację, zrozumieją i się nawrócą.