wartosc pracy nie jest punktem wyjscia, to poglad rownie bledny, co naiwny. wylaczajac budzetowke, ktora ma tyle, na ile stac panstwo i tyle na ile posiada - owa budzetowka - zdolnosci do wywierania nacisku na rzad, wylaczajac strefy gleboko skorumpowane, ktore opieraja sie na robieniu sobie wzajemnie lasek i w wersji alternatywnej na pakowaniu rozzazonych pogrzebaczy w dupy, wszystkie inne place ustala banalny targ miedzy pracodawca i pracownikiem, elementarna regula popytu i podazy. dlaczego absolwent budowlanki dostaje mniej niz zbrojarz? bo widocznie tego pierwszego bez trudu idzie zastapic innym absolwentem, ludzie inteligentni szybko sie w koncu ucza... a wez i znajdz dobrego zbrojarza, wez, znajdz chociaz sumiennego kopacza, ktory miast chlac - bedzie kopal i to tak jakbys tego chcial, to bezcenne znalezisko. oczywiscie, jesli sytuacja na rynku sie zmieni, jesli absolwent bedzie poszukiwany, a nie szukajacy, to relacje sie zmienia. tak ja np. ma to miejsce w przypadku informatykow, w niektorych, przynajmniej, miastach.
za "zdolnoscia do zarabiania pieniedzy" kryje sie za to pewien zestaw cech, z ktorego posiadania lub nie wynika to, ze ludzie o tym samym, formalnie, wyksztalceniu zarabiaja zupelnie inne pieniadze, po prostu dokonuja lepszych wyborow, podejmuja wieksze ryzyko, sa bardziej elastyczni, ekspansywni.