A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

27 kwi 2006 - 22:03:18
Artykuł trochę długi ale naukowy - nie są to niestety "niusy" jehowitów. Chce ktoś wiedzieć jak było naprawde to trzeba się wysilić...

Spór o Piusa XII

Prof. Bohdan Cywiński
Rzeczpospolita, 10-11. III. 2001; Plus-Minus – nr 10 (428)

Zastanawiająca jest szczególna agresja, jaką w światowej publicystyce politycznej wywołuje postać papieża Piusa XII. Ludzi nielubianych jest w historii najnowszej sporo, ale w tym przypadku zgęszczenie ataków jest nieproporcjonalnie duże. W sądy o Piusie XII zaangażowane są rozmaite potęgi polityczne, finansowe i medialne. Spory na jego temat potrwają jeszcze długo i będą toczyć się na różnych poziomach elegancji i rzetelności. Warto rozumieć ich mechanikę.
Przed paru miesiącami ukazał się w Polsce przekład książki Johna Cornwella o skandalizującym tytule „Papież Hitlera. Tajemnicza historia Piusa Xii" (Da Capo, Warszawa 2000, w przekładzie Andrzeja Grabowskiego). Zdjęcie na okładce pochodzi zapewne z okresu nuncjatury Eugenia Pacellego w Niemczech, to jest z lat dwudziestych ubiegłego (już ubiegłego...) wieku. Nuncjusz wychodzi z jakiegoś gmachu, kierowca otwiera drzwi limuzyna wartownicy w niemieckich mundurach prezentują broń. Z okna budynku wychylają się biało ubrane, niewysokie postacie. Szpital? Internat? Nie wiadomo. Na okładce to zdjęcie funkcjonuje jako symbol współdziałania Piusa XII z Hitlerem. Że jedno z drugim nie ma nic wspólnego bo i sprawy rożne i epoka inna, co to szkodzi. Ma-sowy odbiorca na takie drobiazgi uwagi nie zwróci.
Pięćset z górą stron. Wstęp, prolog, 21 rozdziałów, informacja o źródłach, 648 przypisów i podziękowania, skierowane do imponującej liczby 48 wymienionych z nazwiska osób. Dziękując trzem opiniodawcom z Uniwersytetu Cambridge, autor zaznacza: „Ich wyczerpujące uwagi niekoniecznie pokrywają się z moimi wnioskami, ale tylko ja odpowiadam za błędy w tej książce". Brzmi to dobrze: autor sygnalizuje czytelnikowi, że jest odpowiedzialny i pisze serio. Gazeciarski tytuł i krzykliwość okładki bylibyśmy w tym momencie skłonni złożyć na karb wyobrażeń wydawcy o potrzebach rynku. Liczy się jednak to, co jest w środku.

Nie chodzi tylko o Papieża ale o Kościół w ogóle.

Tytuł książki nie mówi o wszystkim, a nawet ukrywa na|| ważniejsze. Od przeinaczeń faktów historycznych, zmyśleń I obelg, odnoszących się do papieża Piusa XII, ciekawsze i bardziej znamienne są bowiem uwagi Johna Cornwella o cechach samego Kościoła, zwłaszcza w czasach nowożytnych i najnowszych. Rysują one Kościół jako scentralizowaną i absolutystycznie sterowaną organizację dążącą do zdobycia władzy nad światem. Wymogiem funkcjonowania takiej organizacji w nowożytnym świecie jest spoistość i wewnętrzna dyscyplina. Od połowy dziewiętnastego wieku postawiono na absolutystyczną wersję Kościoła, w którym jedyny liczący się głos należy do najwyższej hierarchii; skupionej w watykańskiej kurii. Apogeum tęgo modelu przypada na pontyfikat ultratradycyjnego Piusa XII. W pogoni za maksimum władzy papież ten sprzymierzy się z największym wrogiem ludzkości. Opis tego wyimaginowanego przymierza wypełnia większość książki „Papież Hitlera”.
Dalszy tok dziejów Kościoła jest zinterpretowany także znamiennie. Absolutyzm kościelny Pius XII doprowadził do absurdu i po jego śmierci trzeba było gwałtownie zmienić kurs. To konieczność polityczna doprowadziła do zarysowania się linii Jana XXIII i Pawła VI, linii II Soboru Watykańskiego. Kuria rzymska poszła na konieczne ustępstwa (wobec kogo — teologicznych rewizjonistów^ kościelnych „dołów", czy też wobec pozostającego poza Kościołem „współcześnie reagującego" świata, nie zdołałem się doczytać). Tak wygląda w ujęciu autora sens najnowszej historii Kościoła. Ciekawszy jeszcze jest opis sytuacji obecnej. Jan Paweł II niszcząc swobodę opinii w Kościele, niewoląc myśl teologiczną i nowe intuicje moralne, przywraca skompromitowany moralnie, absolutystyczny i centralistyczny model Kościoła z czasów Pacellego. Finalny rozdział książki zatytułowany jest: „Pius XII redivivus". To właśnie budzi głęboki lęk autora. To skłoniło go do podjęcia tematu Piusa XII. Pisze bowiem, że „najistotniejszą tezą tej książki jest, że kiedy papiestwo potężnieje kosztem Ludu Bożego, to moralny i duchowy wpływ Kościoła katolickiego maleje ze szkodą dla nas wszystkich"

Paszkwil

Niepokój o moralny i duchowy stan ludzkości, nawet Jeśli wypływa z fałszywych przesłanek, powinien być potraktowany poważnie. Pod warunkiem jednak, że uzasadniający go opis sytuacji historycznej jest co najmniej w zasadniczych konturach prawdziwy, zachowuje minimum obiektywizmu i kultury. Książka Johna Cornwella tych warunków nie spełnia.
Postawie Piusa XII podczas drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu poświęciłem sporo czasu, pisząc książkę o dziejach najnowszych Kościoła w Europie Środkowowschodniej. Znam większość cytowanych i referowanych przez Cornwella źródeł i opracowań, a także kilka innych, o których on nie wspomina. Autor „Papieża Hitlera" w specyficzny sposób traktuje źródła. Teksty, wychodzące spod piór katolików, a także podstawowy zbiór dokumentów, jedenastotomowe „Actes et Documents du Saint Siege relatifs a ła Seconde Guer-re Mondiale", wydane w Watykanie w latach 1965—1981, wydają mu się z założenia podejrzane. Życzliwe dla Piusa XII opinie — także żydowskie — pomija lub wyśmiewa, zbywając gołosłownymi ocenami. Każda natomiast opinia, czy wiadomość prasowa przeciwna papieżowi okazuje się dla niego wiarygodnym i istotnym źródłem. Rażąca wybiórczość w przedstawianiu faktów i obfitość możliwie najzjadliwszych przymiotników w ocenach środowisk kościelnych nadają książce cechy najzwyklejszego paszkwilu, tworzonego zresztą z dużym napięciem emocjonalnym.
O jego poziomie może zaświadczyć poniższy cytat, odnoszący się do pogrzebu niedobrego papieża Piusa XII: „... w jesiennym cieple ciało natychmiast zaczęło się rozkładać. Gdy wiozący zmarłego karawan zatrzymał się przed kościołem św. Jana na Lateranie, z wnętrza trumny dobiegły serie straszliwych pierdnięć i czknięć, spowodowanych gwałtowną fermentacją. W czasie egzekwii w Bazylice św. Piotra twarz papieża najpierw przybrała szarozielony, a potem sinofioletowy kolor, smród zaś był tak nieznośny, że jeden .ze szwajcarów zemdlał. A na domiar wszystkiego przed pogrzebem zmarłemu sczerniał i odpadł nos". Przepraszam Czytelników za przytoczenie tego opisu, ale chciałbym, by zdali sobie sprawę, z jakiego typu literaturą mamy do czynienia. Tak też można „zwalczać Ciemnogród"... Z taką książką się nie dyskutuje. Po niej się myje ręce i wietrzy pokój.
To, co sądzę o zaprezentowanym tu dziele, nie zmienia faktu, że opis sytuacji i postawy Piusa XII, jego działań i braku działań podczas drugiej wojny światowej, a także dzieje wyrażanych na ten temat opinii i ocen, stanowią bardzo pouczający wątek światowej historii współczesnej — i nie tylko historii: sporu o Kościół, chrześcijaństwo i o społeczne oczekiwania. Historia tego, nielubianego dziś na ogół, papieża, jak soczewka skupia całą wiązkę problemów, które uważamy dziś za ważne. Proponuję więc przyjrzeć się przynajmniej kilku z nich, stanowiącym przedmiot częstych sporów, a z reguły słabo znanym, zwłaszcza w Polsce, do której mnóstwo informacji z oczywistych przyczyn politycznych nie mogło dotrzeć — ani za Hitlera, ani za Stalina, ani za któregokolwiek z jego następców. Może to stać się pretekstem do postawienia podstępnych pytań — może Piusowi XII, a może nam samym...
Wysepka na terenie państw Osi

Eugenio Pacelli wstąpił na papieski tron i przyjął imię Piusa XII wiosną 1939 roku. Wersalski ład w Europie był w agonii. Hitler robił, co chciał. Remilitaryzacja Nadrenii i anszlus Austrii nie napotkały oporu, a Monachium było już wręcz bankructwem bogatej demokracji europejskiej. W trzy dni po obiorze papieża Hitler zajął i politycznie unicestwił Czechosłowację, w kilkanaście dni później odebrał Litwie rejon Kłajpedy Włochy, zbombardowawszy Tiranę, zajęły Albanię. Szło szybko, choć wojna nie została jeszcze nikomu wypowiedziana. W Polsce cieszyliśmy się jeszcze, że jest pokój, a Anglia i Francja, niejako kompensując obojętność wobec Czechosłowacji, udzielają nam gwarancji. „Nam nic nie grozi..." — warto pomyśleć, jak często typowa dla polityków niesolidarność bywa równoznaczna z naiwną krótkowzrocznością.
W takim momencie startuje międzynarodowa polityka Piusa XII. 21 kwietnia 1939 rozpoczyna próby nawiązania kontaktów. 3 maja Watykan w notach do rządów Anglii, Francji, Niemiec, Polski i Włoch proponuje konferencję z celem zachowania pokoju w Europie bez Czechosłowacji. Inicjatywy papieskiej nie chce podjąć nikt.
Napięcie wzrasta. Następny akt rozegra się w Polsce. Gdańsk jest tylko pretekstem, zdają sobie sprawę rządy całej Europy. Zachód dąży do zawarcia traktatu o współpracy z ZSRR. Nie dochodzi do tego. 23 sierpnia zostaje podpisany układ Ribbentrop — Mołotow i wiadomo, że wojna wybuchnie w najbliższych dniach.
Nazajutrz papież wysyła na cały świat wezwanie do negocjacji i do powstrzymania się od działań militarnych. To w tym tekście zawarte są słynne słowa: „Nic nie jest stracone, póki jest pokój. Wszystko może zostać stracone przez wojnę!". 31 sierpnia wezwanie to kieruje do rządów Polski i Niemiec. Hitler pominął notę Watykanu milczeniem, Polacy zapowiadali odpowiedź na dzień następny. Ale nad ranem rozpoczęła się wojna.
Po szesnastu dniach do wojny włączają się Sowieci, wkraczając na wschodnie tereny Rzeczpospolitej. Zmienia to nie tylko sytuację militarną i polityczną napadniętej Polski, ale i „ideologiczny" sens wojny, która staje się zderzeniem między europejską demokracją a systemami totalitarnymi. W końcu września papież ubolewa publicznie nad losem Polski, ale gdy Włochy naciskają na Anglię i Francję, by negocjować z Niemcami pokój na „nowo powstałych warunkach", Watykan poprzez nuncjuszy paryskiego i londyńskiego dyskretnie sugeruje, że odbudowa pokoju „przy pierwszej okazji" byłaby zbawienna dla Europy Papieski pacyfizm dopuszcza istnienie Europy bez Czechosłowacji i Polski. Paryż i Londyn szczęśliwie nie poddają się ani włoskim namowom, ani watykańskim sugestiom.
Po kilku miesiącach Niemcy nagle napadają na Holandię, Belgię, Luksemburg i Francję. Natarcie wchodzi jak w masło. Pod koniec czerwca 1940 roku wszystkie te państwa są już pokonane. Europa przeżywa szok. Pius XII sugeruje — tym razem tylko Anglii — zawarcie choćby tymczasowego pokoju. Europa bez Czechosłowacji, Polski, Holandii, Belgii, Luksemburga, Francji, Norwegii?... Nawet jeśli to tylko polityczny punkt wyjścia do negocjacji, to tak pojęte starania o „pokój" budzą najwyższe zdumienie.
Anglicy jednak nie zaprzestają walki, wkrótce zaś Włochy przystępują do wojny po stronie niemieckiej, atakują Grecję i o zachowaniu choćby resztek pokoju na kontynencie nie ma co mówić. Zdumiewająca polityka Piusa XII z ostatnich miesięcy ponosi kompletną klęskę. A miejsce na jakąkolwiek inną politykę Watykanu staje się od tego momentu skrajnie zredukowane.
Od połowy 1940 roku jest on 44-hektarową wysepką na terenie państw Osi. Dostęp całkowicie zamknięty. W watykańskim pałacu z papieżem zamyka się kilkunastu ambasadorów państw walczących z Osią, pierwszy robi to ambasador polski, Kazimierz Papee. Są to decyzje niełatwe, bo nadzieję, że eksterytorialność Watykanu będzie poszanowana, wiadomości o poczynaniu nazistów, faszystów i komunistów razem wziętych muszą znacznie osłabiać. Informacja, jaka dotrze do Watykanu, o tym, co dzieje się na świecie, będzie bardzo ułamkowa i zależna od tego, co zechcą umieścić w słyszalnych na watykańskim pagórku dziennikach radiowych rządy stron walczących. I od tego, co opowiedzą docierający do Watykanu wiarygodni lub niecałkiem wiarygodni emisariusze. Takie są nowe realia. Czy pacyfizm jest zawsze moralnie słuszny?
Zastanówmy się nad sensem papieskiej polityki ratowania rozpadającego się pokoju. Przedwojenny ład europejski, na pewno niedoskonały, miał jednak znaczne walory moralne i zasługiwał na obronę. Agresja niemiecko-sowiecka ład ten niszczyła w kolejnych częściach kontynentu. Sugestia zachowania pokoju była każdorazowo wezwaniem do zgody na kolejną amputację: Czechów, potem Polaków, jeszcze później długiej listy narodów okupowanych, darzonych współczuciem, ale spisywanych na straty — dla ratowania pokoju dla innych.
Dziś widzimy, że była to koncepcja politycznie fałszywa. Ale ujawniło się to dopiero w roku 1941, gdy zaszły dwie, trudne do wcześniejszego przewidzenia okoliczności: wybuch wojny niemiecko-sowieckiej i zaangażowanie się Stanów Zjednoczonych w wojnę po stronie aliantów. Dopiero te dwa czynniki umożliwiły skuteczne ratowanie kontynentu europejskiego przed niewolą niemiecką, stwarzając jednak straszne zagrożenie przemocą ze strony Sowietów.
Refleksja nad tym fragmentem wojennej aktywności Piusa XII prowadzi do pytania wykraczającego poza historyczny konkret — o moralne zasadzki pacyfizmu. Pokój jest dobry, wojna zła. Tak, ale rodzą się wątpliwości: w imię jakichkolwiek wartości wolno wypowiedzieć, czy choćby przyjąć i kontynuować wojnę? A przywracać pokój - za jaką cenę? Kto ma cieszyć się pokojem, a kto tę cenę płacić? Gdzie przebiega granica między wojną a pokojem? Czy o pokoju decydują podpisy polityków, decyzje generałów, czy los i zachowania żandarmów i ludności cywilnej? Czy niewola jest pokojem, czy wojną ukrytą? Niewola większości, czy także mniejszości - i jakiej? Gdzie jeszcze jest pokój, a gdzie i kiedy już zaczyna się wojna? Czego w tych sprawach nauczył — choćby nas, Polaków — dramatyczny wiek dwudziesty? Co z tej nauki chcemy sobie zachować na wiek następny?

Słowo w eterze

Manipulacja tekstami Kościoła nie jest niczym nowym, jej historia jest długa jak dzieje samego Kościoła, czasy drugiej wojny światowej wniosły tu tylko novum techniczne, wyolbrzymiające społeczny zasięg zjawiska — radio, nowy środek propagandy, jeszcze nie masowej, ale — poza krajami okupowanymi—już szeroko docierającej.
Niemal zupełnie poza propagandą pozostała treść papieskich pouczeń. W jakiejś mierze wynikało to ze względów technicznych, w jakiejś z politycznych; w krajach podbitych lub zależnych od Hitlera i Stalina wypowiedzi papieskich publikować wolno nie było.
Działał tu i wzgląd z dzisiejszej perspektywy trochę trudny do dostrzeżenia, dotyczący styku religii, kultury i polityki przed sześćdziesięciu laty. Kultura europejska była wówczas zlaicyzowana dużo głębiej niż obecnie. Kościół stanowił rzeczywistość tylko niedzielnego poranka na wsi i w prowincjonalnym miasteczku. Związek jego doktryny z życiem codziennym, z nauką, kulturą, polityką był minimalny, a z zewnątrz wydawał się żaden. Kto nie wierzy, niech poczyta ówczesną prasę kulturalną czy społeczną, sięgnie do europejskiej literatury zerknie do wspomnień polskiego inteligenta czy zachodniego wykształconego burżuja. Kościół pojawi się tam tylko jako symbol odległej przeszłości czy wioskowego rodowodu - w świecie współczesnym go nie widać i nie słychać. Poza bardzo rzadkimi wyjątkami pozostaje w skansenie.
Papieskie encykliki? — ich tytuły wypada znać biskupowi. Inne pouczenia pojawiają się parę razy na pokolenie i dotyczą na ogół spraw niezrozumiałych, a gdy mówią o czymś, co dotyczy życia współczesnego, to można z góry bez zaglądania do tekstu, przyjąć, że jeśli coś jest nowe i ciekawe, Kościół na pewno będzie miał to za złe...
Otóż w momencie wybuchu wojny w kolosalnym napięciu, początkujący w swej roli papież-intelektualista, świadom, że nikt na jego społeczno-polityczne pouczenia nie czeka, podejmuje jednak trud nowego sformułowania katolickiej etyki stosunków międzynarodowych.

Moralne zasady ładu międzynarodowego

27 października 1939 w encyklice „Summi Pontificatus" z uniwersalnych ludzkich praw wyprowadza nakaz poszanowania rozmaitości narodów Poszanowaniu temu zagraża tendencja do ubóstwienia państwa, niszcząca swobodę poszczególnego człowieka i rodziny a także wzbudzając agresję wobec innych narodów i ras. Oznaczało to radykalne odrzucenie doktryny nazistowskiej.
Dla wyłożenia tej doktryny etycznej papież Pius XII znalazł nową' formułę wypowiedzi: radiowe przemówienie wigilijne. Pierwsze wygłosił 24 grudnia 1939 roku, i co rok wracał do rozpoczętych wcześniej wątków Orędzia transmitowało watykańskie radio. Treść ich okazała się na tyle bulwersująca, że w latach 1940—1943 były bardzo szeroko przedrukowywane i komentowane w USA. Wokół przemówień z lat następnych zapanowała wszelako cisza. Do zwracania uwagi amerykańskiej opinii publicznej na pouczenia papieskie powrócono dopiero w roku 1947 Już to samo budzić może ciekawość...
W przemówieniu wigilijnym w 1939 roku papież sformułował fundamentalne warunki pokoju „sprawiedliwego i honorowego", a to: przyjęcie zasady że prawo do życia i niepodległości mają wszystkie narody, przystąpienie do realnego stopniowego rozbrajania, powołanie międzynarodowych instytucji prawnych jako gwarantów zawartych traktatów, życzliwe zbadanie żądań poszczególnych narodów i mniejszości narodowa wreszcie — rozwój poczucia zbiorowej odpowiedzialności za los świata.
W roku 1940 Pius XII skupił się na moralnych zasadach ładu międzynarodowego, który byłby zdolny do utrzymania trwałego pokoju. Mówił o sprawach podstawowych: o przezwyciężeniu nienawiści w stosunkach międzynarodowych, o niezgodzie na wiarołomstwo i o wymogu wierności zobowiązaniom; odrzucił pogląd, że użyteczność może być podstawą i
l kryterium prawa, a siła może dowolnie tworzyć prawo. Uznał nierówności ekonomiczne za zarodki konfliktów międzynarodowych i wezwał do przezwyciężenia egoizmów narodowych przez solidarność prawną i ekonomiczną oraz współpracę między narodami.
W Boże Narodzenie 1941, kiedy pokój na świecie był bardzo odległy. Pius XII przedstawił listę postulatów, których spełnienie może nadać przyszłemu pokojowi cechę pożądanej trwałości. Pokój trzeba zbudować „na skale prawa moralnego", powinien więc być współtworzony przez chrześcijaństwo. Nie może w nim być miejsca na agresję przeciwko wolności państw, nawet najsłabszych, ani ciemiężenia mniejszości narodowych. Nie mogą nim rządzić „egoistyczne rachunki bogactw ekonomicznych". Nie może być wyścigu zbrojeń, traktaty muszą być dotrzymywane. Na koniec nie mogą w nim istnieć prześladowania religijne.

Przemówienia wigilijne

Trzy pierwsze przemówienia wigilijne Piusa XII ż uwagą przyjęto w Stanach Zjednoczonych. Zaangażowanie w europejską wojnę z faszyzmem po stronie aliantów, a po 21 czerwca 1941 także po stronie Sowietów, wywołało w amerykańskiej Opinii publicznej sprzeczne reakcje. Postawę antykomunistycznych katolików, stanowiących 30 procent amerykańskiej populacji, drastycznie sformułował eksprezydent Herbert C. Hoover, pisząc: „Uważam, i 98 proc. Amerykanów wraz ze mną, że totalizm, obojętnie, nazistowski czy komunistyczny jest wstrętny Obie jego formy są niemoralne, ponieważ negują religię i ignorują wierność zobowiązaniom. Wzdragam się przed kompromisem lub przymierzem Ameryki z nimi. Co da milionom zniewolonych ludzi w Rosji i w całej Europie, i nam samym, że poślemy naszych synów, by wygrywali wojnę dla komunizmu?". Urzędującemu prezydentowi Franklinowi D. Rooseveltowi potrzebny był, przekonujący zwłaszcza dla katolików, autorytet, ukazujący sens i potrzebę wmieszania się Ameryki w wojnę w Europie. Przemówienia Piusa XII okazały się znakomicie przydatne.
Poza przypomnieniem ogólnych zasad moralnych i religijnych, dotyczyły one wielu spraw konkretnych, które dotąd leżały poza zasięgiem uwagi autorytetów religijnych. Papież wypowiadający się o naturze międzynarodowych instytucji prawnych, o dochowywaniu wierności traktatom, o zasadności żądań mniejszości narodowych i o postulatach stopniowego rozbrojenia to coś naprawdę nowego i niebanalnego. Podobny ton dźwięczał w powstających dopiero przecież sformułowaniach wielkiego dokumentu świeckiej etyki międzynarodowej, jakim była pisana właśnie Karta Atlantycka. Analogia przywoływanych tu i tam zasad moralnych czyniła Piusa XII współtwórcą nowej idei, konsolidującej duchowo obóz zachodniej demokracji. Stąd też decyzja wysłania do Watykanu pełnomocnego reprezentanta, później akredytowanego w funkcji pierwszego w historii ambasadora USA przy Stolicy Apostolskiej, była podyktowana nie tylko polityczną potrzebą chwili. Oznaczała radykalne odejście od dotychczasowych obyczajów polityki anglosaskiej, uznanie duchowej pozycji papieża i uwzględnienie jego głosu w rozmowach o przyszłym kształcie świata.
Piękne rzeczy mówił w orędziach wigilijnych Pius XII. Piękna była też Karta Atlantycka. Ale wiemy, jak potoczyła się historia świata. Ta wiedza skłania nas do gorzkich pytań. Jaką wagę miały te składy zasad międzynarodowej moralności, jaką w ogóle mają wartość podobne dokumenty? Czy ich tworzenie jest ważnym zadaniem wielkich autorytetów moralnych, czy czynnością pozorną, albo wręcz kamuflażem dla taktyki politycznej? A komu postawić te pytania? Papieżowi tylko, czy i laickim autorytetom moralnym, twórcom Karty Atlantyckiej, Deklaracji Praw Człowieka i innych szanownych, ale ułomnie realizowanych dokumentów, w jakie obfitował wiek dwudziesty.. Prawda, były i później wspaniałe teksty Kościoła, encykliki Jana XXIII i Jana Pawła II, dokumenty Vaticanum II, zresztą po cichu zapożyczające poszczególne myśli z doktryny etyki międzynarodowej, zbudowanej właśnie przez osaczonego przez wojnę światową Piusa XII. Odpowiadajmy na te pytania, jak nam sumienie dyktuje, starajmy się jednak o minimum logiki i konsekwencji w poglądach...
A jeśli uznamy że formułowanie etycznych zasad postępowania rzeczywiście należy do istotnych obowiązków duchowego przywódcy chrześcijańskiego, to nie zasłaniajmy się niewiedzą, że Pius XII takie zasady głosił. Po sześćdziesięciu latach nawet w Polsce wypadałoby o tym wiedzieć, skoro wie się o innych, niewątpliwie mniej istotnych wypowiedziach tego rodzaju. Chyba, że w odniesieniu do tego właśnie papieża zachodzi – czemuś - szczególna zmowa milczenia...

Kościół pod okupacją

Dwa zarzuty wobec Piusa XII powtarza się najczęściej: że nie potępił zbrodni hitlerowskich lub potępił je zbyt późno, oraz że nie ratował ofiar, zwłaszcza ofiar pochodzenia żydowskiego przed zagładą, lub też, że czynił to nie dość skutecznie. Obrońcy działań i zachowań papieskich przekonują, że i te zbrodnie wielokrotnie potępiał, i podejmowanymi przez swych wysłanników akcjami uratował więcej zagrożonych istnień ludzkich niż wszelkie inne siły dysponujące bogatszymi niż papież środkami.
Wyrobienie sobie opinii jako tako zgodnej z historyczną rzeczywistością nie jest wbrew pozorom łatwe. Wymaga to uprzedniej odpowiedzi na co najmniej parę pytań.
Po pierwsze, o czym w Kościele decyduje papież? Za to, co dzieje się poza jego wiedzą i wpływem, nie może odpowiadać. Zasięg tej odpowiedzialności można sobie wyobrażać różnie, to kwestia wiedzy o tym, co w Kościele zależy od „odgórnej" hierarchicznej decyzji, a co od „oddolnej" inicjatywy lub ospałości wiernych. Ważne, by tą granicą zasięgu papieskiej odpowiedzialności nie manipulować. Nie może być tak, że moje bohaterstwo uznaje się za moją osobistą zasługę, a moją obojętność czy łajdactwo — za wynik moralnej zgnilizny papieża lub Kościoła.
Dalsze pytania wiodą nas już w dziedzinę konkretów historii politycznej. W latach 1939—1941 ogromna większość państw europejskich utraciła suwerenność polityczną, zamieniła się bądź w tereny okupowane przez Niemcy; Rosję lub Włochy;
bądź też w jakimś stopniu uzależniła się od dyktatu niemieckiego. Los Kościołów lokalnych kształtował się różnie. W krajach okupowanych sytuacja katolicyzmu stała się najcięższa.
Najdotkliwiej cierpiał Kościół polski, unicestwiany na terenach zachodnich, przyłączonych do Rzesza skazany na wegetację pod policyjną kontrolą w Generalnym Gubernatorstwie i niszczony przez komunistyczny terror na ziemiach zajętych przez ZSRR. Podobna skala prześladowań niemieckich spotkała tylko Kościół w Słowenii na terenach północnych, przyłączonych do Rzeszy Prześladowania sowieckie na początku wojny przeżyły także Kościół litewski i Kościół greckokatolicki w Małopolsce Wschodniej. Na mniejszą skalę Niemcy represjonowali Kościół w Czechach i na Morawach. Prześladowania napotkał wreszcie — ze strony Węgrów — rumuński Kościół greckokatolicki w północnym Siedmiogrodzie. Ludność okupowanych państw Europy Zachodniej - Belgii, Holandii, północnej Francji — traktowana była wedle całkiem innych standardów, niż „podludzie" wschodnioeuropejscy niemniej i tam Kościół był prześladowany lub ograniczony w swym działaniu. W państwach należących do Osi, bądź jej podporządkowanych – w Niemczech, we Włoszech, na Węgrzech, w Chorwacji, w Słowacji, a później także i na Litwie — wolne od bezpośrednich prześladowań Kościoły lokalne również utraciły swobodę. Uzależnione od nazistów rządy żądały od Kościołów współpracy politycznej i poparcia dla narzuconego Europie przez Hitlera „Neu Ordung". Sprzeciw oznaczał prześladowania, zaś uległość — moralną kompromitację i instrumentalizację w służbie totalizmu. Takie były realia tego czasu. Zagrożenie instrumentalizacją najostrzejsze okazało się w nowo utworzonych państwach sezonowych: w Słowacji i w Chorwacji, a także — w późniejszym okresie wojny — na Ukrainie. Stosunkowo największą swobodę udało się zachować Kościołowi węgierskiemu, wolnemu od prześladowań aż po upadek Horthyego w 1944 roku, a dzięki kardynałowi Serediemu — zdolnemu do zachowania politycznej niezależności.
Lokalne Kościoły oglądały się na papieża, oczekując od niego duchowej albo i politycznej pomocy Zamknięty na Watykanie Pius XII ma odpowiedzieć na te oczekiwania. Czy tylko Kościoła?
Kim dla rozpościerającego się poza Kościołem świata jest w tamtym momencie historycznym papież? Czego się od niego oczekuje? Polityk czekał na totalne potępienie swego przeciwnika. Opinia publiczna? Poniekąd tego samego: ogłoszenia, że my mamy rację, a tamci są źli. Nieszczęśliwi, prześladowani, ginący? Pomocy, ratunku. Od każdego — od papieża, od Stalina, od napotkanej na drodze wieśniaczki i od policjanta, który połaszczy się na okup...
W tej wojnie bestialsko mordowani giną ludzie najróżniejsi. Niemcy zabijają nąjkonsekwentniej nie-Aryjczyków: Żydów i Cyganów. Śmiercią głodową wykańcza się jeńców sowieckich. Co ma do tego papież katolików, świadek Chrystusa?
Z tymi i innymi, dotyczącymi tegoż tematu pytaniami mierzyć się musiał codziennie Pius XII.
Podczas drugiej wojny światowej lokalne kościoły katolickie, borykając się z dramatyczną sytuacją, oglądały się na papieża, oczekując pomocy Zamknięty na Watykanie, otoczony przez faszystowskie państwo włoskie, Pius XII miał odpowiedzieć na oczekiwania Kościoła i nie tylko Kościoła.
Zadania rysowały się co najmniej dwa. Pierwsze - na cały świat wykrzyczeć prawdę o hitlerowskich zbrodniach i z całą mocą potępić ich sprawców. Drugie - uratować ginących ludzi, i tych z powierzonego mu stada, a więc Kościoła katolickiego, i tych spoza owczarni, którzy jeszcze gęściej i dramatyczniej giną wokół.
Podjęcie obu zadań naraz było niemożliwe. Jednoznaczne i głośne potępienie Hitlera skończyłoby grę. Uznanie katolicyzmu i Kościoła za wroga numer jeden byłoby dla ideologów, polityków i katów hitlerowskich posunięciem naprawdę łatwym. Ofiary mogły wtedy iść w miliony Na pewno zaś po takim akcie Kościół nie mógłby już uratować ani muchy. Pomocy ofiarom hitleryzmu Kościół nie mógł przecież prowadzić z pozycji siły czy groźby odwetu wobec zbrodniarzy - tak mogłyby stawiać sprawę mocarstwa, gdyby chciały być solidarne z ginącymi. Papież dywizji nie miał.

Trudny dylemat

Drogi były dwie. Jedna to lokalne, niemal indywidualne, załatwianie małych spraw, wypraszanie jednostkowych decyzji na niskim i średnim poziomie. Druga to absolutnie dyskretne pobudzanie i organizowanie podziemnej solidarności zniewolonych i zagrożonych represjami czy wręcz zagładą. Otóż każde papieskie wystąpienie potępiające hitleryzm musiało blokować drogę pierwszą, a utrudnić drugą.
Co zatem było ważniejsze - powiedzenie całej prawdy czy uratowanie większej liczby ludzi? Dylemat niełatwy. Prawda miała dwa aspekty. Pierwszy dotyczył losu ofiar oraz obowiązku niesienia im pomocy i manifestacyjnego okazywania współczucia. Drugi - wyraźnego wskazania sprawcy zła, potępienia jego działań i wezwania do przeciwstawienia się złu.
W wystąpieniach papieskich te aspekty były wyraźnie rozdzielone. To, co odnosiło się do ofiar, co mogło służyć pociechą, formułował wielokrotnie i gorąco - począwszy od końca września 1939 roku aż po ostatnie dni wojny Tego, co odnosiło się do sprawcy zła, przez bardzo długi czas nie było wcale, później zaś - w 1943 i 1944 roku - wypowiadane było w sposób swoiście wyciszony. Obok woli zachowania szansy na pomoc ofiarom prześladowań, działały tu, jak się zdaje, dwa jeszcze inne czynniki. Ludność krajów okupowanych, najciężej dotkniętych przez wojnę, nie mogła zapoznać się z treścią wystąpień papieskich. Manipulowano tekstami papieskimi po obu stronach frontu. Od czerwca 1941 roku nad tokiem wojny dominował konflikt niemiecko-sowiecki. Kłamstwo propagandowe obu tych reżymów sięgało szczytów, toteż wiadomo było, że każde papieskie zdanie przeciw Niemcom pójdzie w świat jako pochwała Sowietów, a każda krytyka komunizmu przedstawiona zostanie jako poparcie Hitlera. Pius XII po czerwcu 1941 zaprzestał w ogóle wyrażania opinii o którymkolwiek z tych dwóch przeciwników
Co wiemy o akcji pomocy ofiarom wojny? Wbrew pozorom -dość sporo. Działania takie podejmowali nuncjusze papiescy w tych krajach, gdzie mogli oni jeszcze przebywać, czyli tak czy inaczej sprzymierzonych z Osią. W krajach okupowanych Hitler nie tolerował żadnych przedstawicieli Watykanu. Interwencyjno-pomocowa waga nuncjusza berlińskiego była niemalże równa zeru. Skuteczniejsze okazały się nuncjatury słowacka, chorwacka, rumuńska, a zwłaszcza węgierska i włoska. Każda z nich uratowała od śmierci od kilku do kilkudziesięciu tysięcy ludzi, najczęściej Żydów. Tu konieczna jest ogólniejsza uwaga, dotycząca rasowej i narodowej przynależności ofiar hitlerowskich zbrodni ludobójstwa. Kwestia ta jest w historiografii sporna. Pomijając już skłonność wszystkich narodowości do podkreślania własnych cierpień, mamy do czynienia z dwiema deformacjami szczególnymi. Źródłem jednej była sowiecka propaganda, która obciążała Niemców całością zbrodni wojennych w Europie Środkowej i Wschodniej, chcąc ukryć własne działania eksterminacyjne lub deportacyjne.
Druga deformacja propagandowa związana jest z chęcią ukazania zagłady żydowskiej jako faktu całkowicie odrębnego w historii i wydarzenia, którego nie wolno zestawiać z żadnymi innymi akcjami ludobójczymi. To prowadzi do umniejszania rangi wszystkiego, co poza zagładą Żydów stało się w latach 1939-1945 - dramatu światowej wojny losu nieżydowskiej ludności krajów okupowanych, jej walki podziemnej, a także rozmiaru kar za pomoc Żydom. W efekcie prawda o zagładzie jest zniekształcona w stopniu, który poraża nie tylko historyka tamtej epoki, ale każdego, kto przeżył okupację niemiecką. Wiem, o czym mówię, bo przez wiele godzin studiowałem podpisy pod setkami zdjęć z Polski i dołączone do nich wyjaśnienia i komentarze w muzeum zagłady Yad Vashem. Wiem, co tam jest - i czego tam nie ma. Naoczne przekonanie się o tym było dla mnie szokiem - jednym z największych, jakie zdarzyło mi się przeżyć.
Spośród tak zwanych Aryjczyków niemieckie prześladowania ludności cywilnej na największą skalę spotkały Polaków, Białorusinów i Rosjan. Analogiczne zestawienie dotyczące działań sowieckich, podejmowanych przed 9 maja 1945 roku, jest trudniejsze do zrobienia, można jedynie przypuścić, że na pierwszym miejscu znaleźliby się na nim Niemcy, a w czołówce listy - także Polacy, Ukraińcy, Węgrzy...

Czy ktoś pomógł więcej?

Papieskie interwencje na rzecz ofiar wojny oczywiście nie mogły mieć jakiegokolwiek wpływu na działania Sowietów, czy to w latach 1939-1941, czy 1944-1945. Tu papież nie mógł zrobić nic. W krajach okupowanych przez Niemcy hitlerowcy byli na wpływ watykańskich petycji impregnowani. Wyjątkiem była Chorwacja, gdzie intensywna interwencja dyplomatyczna Watykanu doprowadziła rząd chorwacki w 1942 roku do przerwania eksterminacji prawosławnych Serbów bośniackich. Działanie na rzecz pozostałych ofiar w tej części Europy było jednak poza zasięgiem praktycznych możliwości papieża.
W sprawie prześladowanych wszędzie Żydów, paradoksalnie, szansę papieskich interwencji okazywały się nieco większe.
Po pierwsze - prześladowanie Żydów w Niemczech ujawnione zostało już przed wojną. Cały świat mógł poznać rasistowską i antysemicką doktrynę nazistów Ale światu zabrakło wyobrazili ni. Już w listopadzie 1938 roku - czyli jeszcze za Piusa XI - natychmiast po wprowadzeniu w Niemczech ostrych sankcji antyżydowskich Watykan przez nuncjuszy sondował możliwości zorganizowania masowej emigracji niemieckich Żydów do Ameryki Łacińskiej. Idea ta wzbudziła zgrozę w liberalnej Europie; w warunkach pokojowych brzmiała niemal antysemicko. Sprawa wykorzystania kilku tysięcy wiz latynoskich ślimaczyła się. Dwa lata później dla tysięcy Żydów zachodnioeuropejskich (biednymi i ciemnymi Żydami ze wschodu światowa opinia publiczna przejmowała się znacznie mniej) było już za późno: podległe Hitlerowi władze lokalne nie dawały im zgody na wyjazd. Zaczęło się wypraszanie indywidualnych zezwoleń. Pierwsze, udokumentowane w archiwach watykańskich, dotyczy Żyda polskiego, lwowiaka, aresztowanego w Generalnej Guberni i występującego w dokumentach pod inicjałami „A. Th" Interwencja papieska rozpoczęła się 24 kwietnia 1940 roku. Poprzez berlińskiego biskupa Preysinga, watykańskiego sekretarza stanu – kardynała Maglione i nuncjusza papieskiego w Rio de Janeiro, sprawę udało się załatwić 17 marca 1941 r. Wyjazd A. Th. do Brazylii nie nastąpił. 25 kwietnia 1941 roku Watykan został poinformowany że „A. Th. zmarł w obozie koncentracyjnym". W archiwach następują sprawy kolejne: 156 Żydów holenderskich, 123 belgijskich... Niektóre udało się doprowadzić do upragnionego skutku. Statystyką nie dysponuję.
A. Th. był Żydem, ale nie był żydem. W dokumentach figuruje jako „katolik niearyjskiego pochodzenia". Większość interwencji watykańskich odnosi się do tej kategorii osób, bądź do „niearyjskich współmałżonków członków Kościoła katolickiego". To też wymaga historycznego komentarza.
Po pierwsze - Żydzi-katolicy w momencie wybuchu hitlerowskich prześladowań znaleźli się w sytuacji szczególnie trudnej. Byli poza zasięgiem żydowskiej solidarności. Przez swój akt odstępstwa religijnego zostali wyłączeni z tego uniwersalnego kręgu. Przyznam, że jest to dla mnie zagadką. Społeczność żydowska na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych była w latach trzydziestych doskonale zasymilowana, a zatem chyba i zlaicyzowana. Niemniej przejście na katolicyzm nie było w tej społeczności tolerowane do tego stopnia, że nawet groźba zagłady nie zmieniała wyroku całkowitej banicji. Świadectwa z lutego 1941 r. z Austrii wskazują, że Żydzi-katolicy są wyłączeni ze wszystkich form pomocy dostarczanej innym Żydom przez różne instancje międzynarodowe. To okoliczność pierwsza. Chyba jednak nie najważniejsza.
Druga pojawia się co chwila w interwencjach Watykanu. Wszelkie akcje papieża mogły odnosić się tylko do członków „Jego" Kościoła. W innych przypadkach była ona „nieuzasadnioną i wrogą ingerencją w wewnętrzne sprawy" hitlerowskiej polityki.
Z tego względu akcja interwencyjna Piusa XII w kwestii Żydów oficjalnie odnosi się do „katolików pochodzenia niearyjskiego” Zaskakujący wzrost liczebny tej kategorii w różnych krajach był stałym przedmiotem ironicznych uwag, z jakimi katoliccy hierarchowie spotykali się w kontaktach z podległymi nazistom władzami lokalnymi. W Polsce parafie wydały tysiące metryk chrztu, zwłaszcza żydowskim dzieciom i niemowlętom. To chodziło o to.
Starania o zgodę władz na wyjazd Żydów do krajów pozaeuropejskich, to pierwsze lata wojny Później walka toczy się o zahamowanie deportacji do Oświęcimia i na Zadniestrze. Zwróćmy uwagę, idzie o to, by Żydów nie wysiedlać z krajów, w których żyli, nie skazywać na internowanie czy na tułaczkę. Te go, że jadą nie na tułaczkę, ale do gazu, nie brali, i nie mógł brać - pod uwagę nikt. To odkryła światu dopiero akcja informacyjna AK, bohaterstwo ludzi współdziałających z brawurową drogą kuriera Jana Karskiego, któremu na Zachodzie nie chciano przecież wierzyć.
Walka toczy się więc o zahamowanie deportacji. Metoda podobna, jak przy staraniach o zezwolenie na wyjazd z Europy, tylko liczby istnień ludzkich stu- i tysiąckrotnie większe. Bratysława, Zagrzeb, Bukareszt, Budapeszt - wizyty, prośby, upokorzenia, klęski - i od czasu do czasu zwycięstwo, przedłużenie szansy przeżycia stu, trzystu osobom, a czasem dwudziestu tysiącom ludzi.
Ilu uratowano? Szacunki są bardzo różne. Za bardzo optymistyczny uważam rachunek żydowskiego historyka Pinchasa Lapide, który pisze o 850 tysiącach Żydów, uratowanych od zagłady dzięki działaniom Watykanu. Nie wiem zresztą, jak liczyć te fakty uratowania ludzi, którzy dziś odwojowani, jutro znów będą musieli się ratować lub zginą. Czy zwycięstwem jest to, że przeżyli dzień dzisiejszy, czy będzie dopiero to, że przeżyją całą wojnę?
Wymieniona tu liczba może jedynie powiedzieć coś o rozmiarze pomocy Czy można było uratować więcej? Tego nie wiemy. Być może - tak. Nie znam i nie wyobrażam sobie działań zbiorowych, o których można byłoby powiedzieć, że zmobilizowały sto procent dobrej woli, sto procent wysiłku, sto procent ofiarności. Postawiłbym historykom pytanie inne: kto jeszcze na świecie angażował się wtedy w ratowanie Żydów, w jakim stopniu wykorzystywał swe możliwości i kto osiągnął tyle samo, lub więcej, niż Kościół katolicki? Zbadajcie to. I -opublikujcie wyniki!

Ilu było wrogów?

Pierwotny sens wojny wszczętej przez dwa sprzymierzone imperializmy, niemiecki i sowiecki, zamazał się nagle 21 czerwca 1941 roku. Jeden z tych imperializmów skierował się przeciwko drugiemu. Zaatakowany błyskawicznie zmienił front nie tylko militarny ale i ideologiczny, ogłaszając swe historyczne przystąpienie do obozu niegodziwie zaatakowanej światowej demokracji.
Ta wolta miała dla wrogów Hitlera ogromne znaczenie strategiczne, istotnie zmieniała bowiem proporcję sił i wzmacniała nadzieję na zwycięstwo nad Niemcami. Została więc przez zachodnich aliantów przyjęta entuzjastycznie. Gdy zaraz potem do wojny z Osią przystąpiły również Stany Zjednoczone, wokół sprzymierzonych mocarstw - Anglii, USA i ZSRR - skupiły się emocjonalnie i militarnie wszystkie narody, zgnębione wcześniej przez niemiecką czy włoską okupację. Taka była ówczesna zachodnia political correctness.
Niepokoiła ona bodaj tylko niektórych Polaków - tych najbardziej przenikliwych i tych, co ogarnięci we wrześniu 1939 przez Sowietów, pierwsze lata wojny spędzili w syberyjskich czy kazachstańskich łagrach.
Ci jednak albo dalej siedzieli za Uralem, albo dopiero zaczynali z armią generała Andersa przez Bliski Wschód docierać do krajów zachodnich. To, o czym opowiadali, wydawało się niewiarygodne. Dyplomacja amerykańska i angielska starała się właśnie pozyskać wyraźne poparcie Watykanu dla nowego antynie-mieckiego przymierza „trzech demokratycznych mocarstw". I tu rodzi się nieprzewidziany przez aliantów i bardzo dla ich wysiłków propagandowych niewygodny konflikt stanowisk.
Watykan od 1917 roku najuważniej przyglądający się hasłom i praktykom bolszewików, zdecydowanie odmówił wiary w nawrócenie Stalina na demokrację, praworządność i swobody religijne. Owszem, od wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej z wypowiedzi papieskich i w ogóle watykańskich giną częste wcześniej skargi na ogrom cierpień chrześcijan pod sowiecką władzą. Papież nie chce, by ktokolwiek mógł je zinterpretować jako zakamuflowane poparcie dla rozwijanej przez hitlerowską propagandę tezy o ich „ratującej Europę przed komunizmem krucjacie". To czasowe powstrzymanie się od publicznych wystąpień przeciwko sowieckiej Rosji nie oznacza jednak bynajmniej aprobaty ani dla komunizmu, ani dla sojuszu ideowego państw zachodnich z ZSRR.
Dotykamy tu sprawy na tyle dla polskich dziejów ważnej i tak mało znanej, że warto chyba sięgnąć do nigdy po polsku niepublikowanych dokumentów z jedenastotomowej edycji „Akta i Dokumenty Stolicy Apostolskiej dotyczące drugiej wojny światowej" (opr. Pierre Blet, Robert A. Graham, Angelo Martini, Burkhart Schneider, Otta del Vaticano 1965-1981).
W tomie siódmym znajdujemy wypowiedź sekretarza stanu, kardynała Maglione, do dyplomatów angielskich w marcu 1943 r. Mówił: „Rosja jest bolszewicka i mimo wszelkich przeciwnych deklaracji, nie zrezygnuje z jakichkolwiek działań zmierzających do bolszewizacji Europy Jej propaganda znajdzie niestety przestrzeń kultury dobrze przygotowaną przez cierpienia, przyniesione wszystkim narodom przez tę straszną wojnę, nie dającą się porównać z żadnymi wspomnieniami z przeszłości. Będzie to więc społeczne zagrożenie bezpośrednie i bardzo ciężkie, a być może - fatalne. Skądinąd, Rosja bolszewicka kontynuuje dążenia do ekspansji politycznej, które zawsze żywiło dawne imperium Piotra Wielkiego”.
Tę samą ideę precyzyjniej formułuje zastępca kardynała Maglione, abp Domenico Tardini. W nocie do rządu brytyjskiego 30 maja 1943 r. pisze on: „Zagrożenia dla cywilizacji europejskiej są dwa: nazizm i komunizm - oba materialistyczne, antyreligijne, totalitarne, tyrańskie, okrutne i militarystyczne. Prawdą jest, że gdyby przyjąć hipotezę zwycięstwa niemieckiego, triumfatorem byłby tylko nazizm, zaś inne narody zostałyby przezeń zniewolone. Przy hipotezie zwycięstwa aliantów, komunizm nie byłby jedynym zwycięzcą, pozostałby bowiem ograniczony przez dwie ogromne potęgi Anglii i USA. Niemniej w myśl tejże drugiej hipotezy uzasadnione muszą być obawy, że: a) w Europie wojna zakończy się przeważającym zwycięstwem Rosji, i b) rezultatem tego stanie się gwałtowne rozprzestrzenienie komunizmu w wielkiej części kontynentu europejskiego i zniszczenie w niej europejskiej cywilizacji i chrześcijańskiej kultury Powody takich obaw są następujące:
1. Po zakończeniu działań wojennych w Europie, Ameryka i Anglia będą musiały kontynuować je na Dalekim Wschodzie, podczas gdy Rosja będzie mogła swą armię w całości pozostawić w Europie i znajdzie się w bardzo dogodnych warunkach dla rozwoju propagandy komunistycznej.
2. Propaganda ta może mieć wielkie powodzenie: a) ze względu na to, że ogromna siła militarna narodu rosyjskiego, zademonstrowana podczas wojny, wywiera ogromne wrażenie na masach robotniczych innych krajów i działa na rzecz komunizmu; b) ze względu na to, że ludność Niemiec, Francji, Włoch, doświadczona głodem, nędzą i innymi cierpieniami wojny, narzuconymi jej przez tyranię reżimów okupacyjnych, będzie gotowa do akceptacji komunizmu. Dodajmy tu naturalną sympatię do Rosji i komunizmu u wszystkich europejskich Słowian...
3. Doświadczenie uczy że systemy totalitarne przygotowują wojny podczas gdy systemy demokratyczne, respektujące poglądy i dążenia społeczne, starają się ich unikać. W efekcie w momencie prowokacji ze strony państw totalitarnych - demokracje okazują się do wojny nieprzygotowane. Stąd po zakończeniu wojny obecnej Rosja, pozostając, jak dotąd, państwem komunistycznym i totalitarnym, bez wątpienia będzie się dalej zbroić i doprowadzi do nowej wojny, czemu nikt nie zdoła się przeciwstawić.
4. Kraje demokratyczne po wojnie będą musiały podporządkować się głosom swych narodów; które wyczerpane wojną i jej cierpieniami, opowiedzą się za niemal całkowitą redukcją wojska i kosztów uzbrojenia. Te dążenia społeczne będą w pełni uzasadnione. Niemniej ich realizacja doprowadzi owe narody do ogromnego zagrożenia ze strony odosobnionego, niezbadanego, militarystycznego i totalitarnego (jak dziś) komunistycznego kolosa rosyjskiego.
Tylko więc jeśli dzisiejsza wojna wyeliminuje oba zagrożenia – nazizm i komunizm - będzie możliwe znalezienie w Europie pokoju poprzez związek i współpracę wszystkich narodów; gdy natomiast pozwoli się przetrwać komunizmowi (lub nazizmowi), pokojowe i uładzone współżycie narodów europejskich okaże się niemożliwe i trzeba będzie spodziewać się w przyszłości nowej i jeszcze bardziej tragicznej wojny”.
Zatrzymajmy się na chwilę w lekturze, pomyślmy; Taka perspektywa drugiej połowy dwudziestego stulecia była wtedy widoczna z odciętego od świata Watykanu - tej wielkiej staroświeckiej zakrystii - w maju 1943 roku. Czy z Londynu i Waszyngtonu widać było mniej? Tam przyglądano się czemu innemu. Szło o optymalną transakcję: ile z ciężaru prowadzenia wojny z Niemcami przerzucić na żołnierzy Armii Czerwonej i ile terytoriów Europy Wschodniej i Środkowej oddać za to pod sowiecką władzę. Targ był trudna rolę grały i bogactwa, i władza. Ale w ostateczności płaciła czyjaś krew i wolność.
Niedługo potem zaczęły się konferencje Wielkiej Trojki: Churchilla, Roosevelta i Stalina. Podział Europy na strefy wpływów zachodnich i sowieckich w tajemnicy wstępnie uzgodniono w Teheranie na początku grudnia 1943 r. Kraje bałtyckie, sprzymierzone z Osią Węgry, Rumunię, Bułgarię, ale i wyjątkowo aktywnego militarnie alianta Zachodu - Polskę - przekazano pod przyszłą kontrolę sowiecką. Watykan na propozycję wysłania obserwatora do Teheranu odpowiedział odmownie.
Swoistym komentarzem do tej odmowy współfirmowania dokonanego targu było przemówienie wigilijne Piusa XII: „Prawdziwy pokój nie jest rezultatem, by tak rzec, obliczenia proporcji sił, ale w ostatecznym i najgłębszym znaczeniu jest działaniem moralnym i prawnym. (...) Nie chciejcie zmuszać żadnego członka rodziny narodów, małego nawet i słabego, do wyrzekania się podstawowych praw i potrzeb życiowych, których utratę uznalibyście za niemożliwą, gdyby spotkać miała wasz naród".
Polityka aliantów w ostatnim etapie wojny oznaczała dla Piusa XII nieuniknioną klęskę wypracowanego przezeń projektu zasad ładu międzynarodowego i koncepcji światowego pokoju. Klęska ta była tym dotkliwsza, im więcej nadziei zdawały się stwarzać deklaracje, towarzyszące powstawaniu i zawarte w przygotowanej tak niedawno Karcie Atlantyckiej. Atmosferę rozczarowania światowym rezultatem politycznym i moralnym zwycięstwa nad nazizmem wyrażają dobrze trzy pytania, użyte na początku 1945 roku jako motto do artykułu o Karcie Atlantyckiej przez bliskiego ideom papieskim księdza (później kardynała) Charles'a Journeta: „Program polityki chrześcijańskiej? Drżąca gwiazda przewodnia? Slogan do wykorzystania?".

Wobec Jałty

Finalizująca wielki targ końca wojny konferencja w Jałcie określiła los Europy Środkowowschodniej - jak się okazało - na 44 lata, a więc na blisko dwa pokolenia.
Pierwotna akceptacja Jałty trwała w świecie zachodnim do końca roku 1946, kiedy wszyscy zrozumieli wreszcie, że Roosevelt zrobił w ocenie Rosji Sowieckiej zdecydowany błąd. Amerykański prezydent Truman skierował politykę na inne tory, co historia współczesna nazwała początkiem zimnej wojny Prowincjonalna wojna w Korei wydawała się znacznej części opinii światowej symbolem totalnego konfliktu, który musi wybuchnąć lada dzień. Jałta miała być zdecydowanie odrzucona.
Kolejny zwrot dokonał się na początku 1955 roku. Zachodnia determinacja gwałtownie zmalała, Moskwa odcięła się od polityki Stalina, karierę zrobiło nieznane wcześniej pojęcie: detente. XX Zjazd KPZR i oficjalna destalinizacja polityki sowieckiej złagodziły napięcia między Wschodem i Zachodem. Sowieckie zgniecenie powstania na Węgrzech tylko na chwilę zahamowało proces odprężenia, interwencja w Czechosłowacji też nie zmieniła tego trendu - pokojowego, nastawionego na wzajemne kontakty z czasem działającego na rzecz praw człowieka w obozie sowieckim - ale utrwalającego pojałtańskie status quo. Zniewolenie Europy Wschodniej i Środkowej uznano za normę i fundament pokojowej koegzystencji.
Pius XII żył do roku 1958, przeżył zatem okres pierwotnego entuzjazmu dla współpracy z Sowietami, czas zimnej wojny, towarzyszył dramatowi powstania węgierskiego. Jednoznacznie występował przeciwko Jałcie i zniewoleniu. Wiodło to do zmian w relacjach między Watykanem i politycznymi ośrodkami Zachodu, zwłaszcza Waszyngtonem.
Manifestowana publicznie niezgoda papieża na Teheran i Jałtę doprowadziła do rozstania ideowego w 1944 roku. Wtedy właśnie urwał się ciąg wysokonakładowych publikacji papieskich tekstów w Ameryce. Pius XII sympatyczny stał się na nowo na początku roku 1947, czego znakiem była aktywizacja amerykańsko-watykańskich kontaktów dyplomatycznych i wymiana zasadniczych moralnie i ideowo listów między papieżem i prezydentem Harrym Trumanem. Nastąpił okres współdziałania w duchu wolności dla narodów Europy Wschodniej i Środkowej. Gdy jednak w polityce powiał w 1955 roku „duch Genewy", papież okazał się znów mało elastyczny.
Momentem przełomowym stał się listopad 1956 roku. Polityka zachodnia, poprzednio za pośrednictwem „Głosu Ameryki" podniecająca nastroje rewolucyjne na Węgrzech, wobec powstania w Budapeszcie i interwencji sowieckiej pozostała bierna, nie przyszła z pomocą osamotnionemu narodowi węgierskiemu. Pius XII, zawsze wyjątkowo zainteresowany sytuacją Węgier, tamtejszego Kościoła i osobistym dramatem prymasa, kardynała Mindszentyego, zaangażował w obronę Węgrów cały swój autorytet, w ciągu jednego tygodnia czterokrotnie wystąpił publicznie w ich sprawie. Czytając jego teksty można odnieść wrażenie, że zaprzestanie sowieckiej interwencji na Węgrzech mogłoby zasadniczo zmienić relacje między katolicyzmem a komunizmem. Budapeszt był dla papieża kryterium autentyczności detente. Żadne późniejsze gesty Sowietów nie miały już znaczenia. Jałta pozostała usankcjonowaniem łajdactwa. Aż po rok 1989 ta niewzruszona postawa Piusa XII komentowana była przez historyków i politologów jako dowód jego braku realizmu i starczego otępienia. Od 1989 - nie jest wspominana w ogóle. Dla wielu bowiem jest okolicznością krępującą.
Warto się na koniec zastanowić nad zjawiskiem szczególnej agresji, jakie w światowej publicystyce politycznej wywołuje postać Piusa XII. Ludzi nielubianych jest w historii najnowszej sporo, w tym jednak przypadku zgęszczenie ataków jest nieproporcjonalnie duże. Skąd te ataki płynęły i płyną? Wyodrębniłbym cztery źródła i cztery motywacje.
Pierwszą siłą, najbardziej moim zdaniem naturalną, byli, a może jeszcze tu i ówdzie są, komuniści. Pius XII był papieżem najgłębiej i najaktywniej antykomunistycznym, przed komunizmem przestrzegał, hamował jego dostęp do wiernych na całym świecie. Komuniści zwalczali go używając wszystkich typowych dla swej propagandy środków. Koncept „papież Hitlera" pochodzi właśnie z tej poetyki. Z dzieciństwa pamiętam histeryczną akcję nienawiści do papieża, rozpętywaną w roku 1948 za pomocą prasy, radia, szkolnictwa i zebrań w zakładach pracy za „antypolskie" i „rewizjonistyczne" wypowiedzi.
Trzy pozostałe grupy atakujących, to raczej interpretatorzy historii najnowszej, konstruktorzy przeszłości.
Jedni tworząc mit nieustraszonego, ideowego i mądrego Zachodu, by prześlizgnąć się jakoś nad łajdactwem Jałty twierdzą, że aż do końca wojny wróg mógł być tylko jeden - wyłącznie hitleryzm. Każdy, kto wspominał wrogo o komunizmie, działał w interesie Hitlera, bo osłabiał antyhitlerowski front. Tutaj donos na Piusa XII jest wręcz niezbędny, inaczej bowiem trzeba by zapytać o odpowiedzialność Churchilla i Roosevelta za całe półwiecze, tragiczne dla Europy Wschodniej i Środkowej, ale uciążliwe i dla samego Zachodu...
Kolejną grupę krytyków Piusa XII stanowią amerykańscy Żydzi. Ich niechęć do papieża to nie antypatia religijna. Idzie o obronę własnej reputacji. Stany Zjednoczone były podczas drugiej wojny światowej siedzibą znakomicie ustosunkowanej i bardzo bogatej finansjery żydowskiej. Środowiska te wykazały się bardzo ograniczonym w stosunku do swych możliwości politycznych udziałem w ratowaniu swych europejskich, a zwłaszcza wschodnioeuropejskich ziomków przed zagładą. Po wojnie sprawa ta stała się w oczywisty sposób drażliwa - i pozostaje nią dotąd. W tym kontekście pomoc Żydom ze strony nieżydowskiej, zwłaszcza ze strony papieża, ale także i ze strony polskiego podziemia, musi być zanegowana, bo inaczej stanowiłaby zbyt wymowny kontrast dla bierności Żydów nowojorskich...
Najdziwniejszą, a dla mnie najsmutniejszą grupę nieprzyjaciół Piusa XII stanowią publicyści katoliccy Nie zarzucają mu oni „przestępstw wojennych", sprzyjają natomiast urabianiu opinii człowieka moralnie ciasnego, skostniałego i obojętnego wobec świata.
Jest to związane niewątpliwie z soborowym przełomem w życiu Kościoła. Pius XII był teologicznym tradycjonalistą i za jego pontyfikatu trzy czwarte reform soborowych nie mogłoby mieć miejsca. Skoro zaś sobór jest dobry, mądry i piękny to tamten sztywny papież musi okazać się zły, głupi i szkaradny, musi być przeciwieństwem kochanego papieża Jana. Mówienie o Piusie XII z niechęcią, ironią, złośliwością, jest najłatwiejszym, najmniej kosztownym pokazaniem własnej postępowości, nowoczesności, otwarcia na świat. A czy to prawda, czy nie, to przecież dziś już - po tylu latach - nie takie ważne...
Przyznam, że spośród krytyków - i nawet opluwaczy - papieża, najmniej mnie rażą komuniści. Rozumiem też stronniczych apologetów powojennej polityki anglosaskiej, rozumiem niesłusznie atakujących Piusa XII Żydów. Od katolików - tych światłych, posoborowych, otwartych i ekumenicznych - chciałbym domagać się więcej szacunku dla prawdy
W sądy o Piusie XII zaangażowane są takie potęgi polityczne, finansowe i medialne, że spory na jego temat potrwają jeszcze długo i będą toczyć się i na wyższych i na niższych poziomach elegancji i rzetelności. Warto rozumieć ich mechanikę.
Pius XII był jaki był

Moje spojrzenie na niego dalekie jest od idealizacji, o parę rzeczy mam doń żal. Jestem przy tym na pewno uwarunkowany historycznie. Jestem Polakiem, rocznik 1939. Zapytany o słowo-symbol, poprzez które historia wdarła się w mój osobisty los i określiła warunki i wymiary sensu moich działań, odpowiem: Jałta. Była zniewoleniem ponad stu milionów ludzi. Także i mnie.
Jedynym autorytetem moralnym, widocznym na skalę światową, który od samego początku i do dnia swej śmierci twardo stał po naszej stronie, był sztywny, oschły i mało sympatyczny papież Pius XII.
Podziel się:
Temat Autor Wysłane

[kościół] k.k i faszyzm

creative invalid 27 kwi 2006 - 15:09:23

Re: [kościół] k.k i faszyzm

Starosta 27 kwi 2006 - 20:47:08

Re: [kościół] k.k i faszyzm

creative invalid 27 kwi 2006 - 21:29:30

Re: [kościół] k.k i faszyzm

Starosta 27 kwi 2006 - 21:54:35

» A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 27 kwi 2006 - 22:03:18

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 27 kwi 2006 - 23:43:55

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 28 kwi 2006 - 10:47:02

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dr know 28 kwi 2006 - 10:49:21

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 28 kwi 2006 - 11:06:59

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

seler 28 kwi 2006 - 10:57:06

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 28 kwi 2006 - 11:07:24

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 28 kwi 2006 - 13:50:17

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

seler 28 kwi 2006 - 14:04:57

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 28 kwi 2006 - 15:09:08

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 28 kwi 2006 - 16:12:02

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

seler 28 kwi 2006 - 16:47:14

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 28 kwi 2006 - 17:41:54

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

Szalony 28 kwi 2006 - 21:47:48

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 29 kwi 2006 - 06:45:22

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 29 kwi 2006 - 08:12:41

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 29 kwi 2006 - 10:46:34

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 29 kwi 2006 - 10:52:39

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 29 kwi 2006 - 16:15:56

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 29 kwi 2006 - 17:10:20

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

dugimimi 29 kwi 2006 - 08:18:01

Re: A teraz wersja historyków (nie jehowitów)

creative invalid 29 kwi 2006 - 10:47:42



Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty