Nie zrobiłem i nigdy nie zrobię. Nawet 7a nigdy nie zrobiłem. I co z tego? Wspinam się na swoim w miarę stabilnym poziomie i wiele więcej już nie dygnę. Wiek już nie ten. Ja to się cieszę, że jak na razie udaje się utrzymać formę. Jeszcze raz zapytam i co z tego? Tylko numerkowi maksymaliści mają prawo wypowiadać się w temacie? Mogę cię zapewnić, że różnica jest odczuwalna na każdym poziomie. Nigdy nie będę reprezentował poziomu, aby walczyć o miejsca na stronach prasowych, co nie znaczy, że nie mogę krytykować zachowań naszej i nie naszej uzdolnionej młodzieży, idącej ku uproszczeniom w walce o kolejne numerki. Jak mój wynik na 100m przekracza 11s, to nie mogę krytykować sprinterów na dopingu? Bo nie wim jak ciężko jest pobiec w czasie poniżej 10s?
Mój maksymalny poziom to VI.1+ czego się nie wstydzę. Może jakbym rozwiesił sobie ekspresy ze zjazdu, to puściło by o 0,5 - 1 stopień więcej. Ale czy o to ma chodzić w tej zabawie? Pojawiło się kilka głosów, iż nawet nie wiem jak się trzeba napocić na maksymalnie trudnych drogach. Panowie - jak chcecie mieć łatwiej, to proponuję windę. Albo że udało sie poprowadzic drogę tylko w PP i czemu jej nie liczyć? Jak się nie potrafi zrobić jej normalnym RP, to znaczy że jeszcze nie puszcza i trzeba poćwiczyć. A że można wtedy sie pochwalić zdobyczą o pół stopnia niższą - naprawdę bardzo mi was żal z tego powodu.
Podziwiam gości i babki, którzy na jak dla mnie gładkiej ścianie potrafią załoić kosmosy. Ale tym którzy z tego powodu uważają się za jedynych prawdziwych wspinaczy, mających wyłączne prawo do zabierania głosu w imieniu "środowiska", resztę uważających za turystów kwalifikowanych, dedykuję iście starościńskie pozdrowienie: ch... wam w d...