09 maj 2005 - 09:22:28
|
Zarejestrowany: 20 lat temu
Posty: 388 |
|
Pierwszy raz z mozliwosciami Wlodka zetknalem sie wiosna 1988 w Przadkach. Wlasnie zrobilem pierwsze prowadzenie Rysek na Polkuli, na swiezo osadzonych dwoch ringach. Nie zdarzylem jeszcze zwinac liny, gdy z przerazeniem zobaczylem wylaniajacego sie za mna Wlodka. Moj partner nie mogl wyjac dwoch pierwszych kostek i je zostawil. Wlodek podszedl pare metrow aby to zrobic i cos go popchnelo dalej. Trudnosci drogi nie maja tu znaczenia, raczej jej klasa. Jedno z trudniejszych miejsc, odciag z oblych krawedzi bez dobrych chwytow jest na samym koncu. Okolo 13-15 metrow od gleby a wlasciwie blokow skalnych. Gwarantowana trumna. Na dodatek Wlodek nie mogl latwo zrobic tego miejsca ze 2 dni wczesniej na wedke. Bral bloki.
Rok pozniej bylismy na obozie pod Piz Badilem. Zywcowanie Cassina mial juz w planach wczesniej, bo gdy sie po nim wspinalismy, chcial caly czas niesc plecak. Czy to na drugiego czy na prowadzeniu. To byla jego jedyna forma przygotowania i zabezpieczenia. No moze poza wczesniejszym wyczuciu tutejszego granitu robiac, tez na zywca, 40 czy iles tam wyciagow na Kancie. W gore i w dol. Przekladajac to na Tatry, to tak jakby sie wspinal prawie miesiac. Podczas naszego wspolnego przejscia nie bylo czasu na jakies patentowania czy dodatkowe ogladanie. Bo droge zrobilismy w ok 7 godzin od 2/3 w deszczu. 800m droge zrobil w 1h35minut, zreszta nie bez przygod. Pogubil sie i zapchal za wysoko w zacieciu tuz ponad polkami w polowie sciany. Wczesniej ja to prowadzilem, a on na drugiego nawet nie zauwazyl, ze z zaciecia trzeba w polowie uciekac w prawo. Stracil tam 10 min, a my na dole zyskalismy pewnie pare siwych wlosow, gdy nie moglismy dostrzec go po przewinieciu.
Bylo to wtedy najtrudniejsze zywcowe polskie przejscie duzej, skalnej drogi alpejskiej. Bo lodowe zdarzaly sie. W lodzie bylo bezpieczniej wspinac sie z dwoma dziabami na smyczach wpietych do uprzezy. Wlodek poza ubraniem, mial na sobie woreczek z magnezja i malenki plecaczek z jakims ciuchem i czyms na zab.
A przy okazji o tych przepisach. Solisty zazwyczaj one nie obchodzily. Ale gorzej z jego otoczeniem. Pamietam, ze wtedy jako kierownik tego wyjazdu centralnego, nie moglem mu na to absolutnie pozwolic. Ale jak tu zabronic kumplowi i parterowi? W razie jego wypadku, moglbym nawet trafic za kratki. A wiec umowilismy sie z pozostalymi uczestnikami, ze ja oczywiscie mu zabronilem i nawet zagrozilem usunieciem z obozu. A pozniej mialem dylemat, czy napisac o tym przejsciu w sprawozdaniu. Bo dalej nie bylem bezpieczny po jego szczesliwym powrocie. Taraz juz nawet nie pamietam, czy o tym napisalem, czy tylko nieoficjalnie przekazalem komu trzeba. Moze GG przypomni, bo wtedy wiedzial o tym przejsciu?
W pozniejszych latach Wlodek z pewnoscia jeszcze zywcowal, bo dotarla do mnie wiadomosc o jego solowej lancuchowce sciany Kiezmarskiego i Grani Widel. A w tamtych czasach sezon 88 spedzony z nim byl moim najlepszym sezonem letnim w Tatrach.
Pozdrawiam Cie Wlodziu.
Jacol
Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty