Trywialność waszych zwrotów-wytrychów staje się nudna. Szczególnie sakramentalne "jeśli ktoś komus krzywd nie robi i do niczego nikogo nie zmusza, to jest OK." Rozumiem, że pani spółkująca z pieskiem was nie obrusza, o ile czworonóg robi to z przyjemnością? Niechże to będzie np. siostra któregoś z was... Bez urazy - to tylko taki przykład, który może wzbudzi w was jakąś refleksję. Utrzymujecie, że porywam się na czyjąś wolność. Dziwna doprawdy to wolność, która chyba w istocie jest anarchią. A przecież już Hobbes zręcznie wywiódł, gdzie anarchię możecie sobie wsadzić. Bądźcie konsekwetne słowiki! Chcecie degrengolady - dobrze, ale czemuż zabieracie mi prawo do swoistego "róbta co chceta" w moim rozumieniu??? Zdaje się, że chcielibyście mi czegoś zabronić? W imię czego - ponawiam pytanie! W imię czego????
Ból, który czujecie w stawach, o ile łoicie rzeczywiście, jest z natury "prawicowy". Jest świadectwem fałszu waszych koncepcji. Ono (świadectwo) tkwi w was, a wy odrzucacie je jak mężatka młodego kochanka po paru nocach. Śmieszne to i żałosne zarazem. Ale może powinienem byc bardziej wyrozumiały dla młodszych "kolegów"..?