Wyniki na tej wspinaczkowej olimpiadzie (z małej z premedytacją) nie mają nic wspólnego z odzwierciedleniem realnego poziomu.
- kompletny idiotyzm trójboju,
- mnożnik = premiowanie wąskich specjalistów,
- tylko dwie osoby z danego kraju - gdyby liczył się poziom, Japonia mogłaby wystawić chyba z 6 zawodników,
- z 2 sensownych konkurencji w finale (czasówek nie liczę) tylko jedna odpowiednio rozrzuciła startujących.
Przez brak czasu (trójbój) były tylko 3 baldy. 1 chyba każdy zrobił, na 3 wszyscy doszli do tego samego miejsca. Czyli została 2ka, jakże często spotykany w realu skok przez rzeczkę do potrójnej bańki. Rewelacja... Gdyby były 2 prawdziwie wspinaczkowe konkurencje (bulder i prowadzenie) - osobno - baldów mogłoby być np 5.
Jedynym plusem tych skrajnie losowych zawodów były emocje w prowadzeniu. Nie da się ukryć, że zagryzałem wargi przez kilkanaście sekund kiedy Ondra był mistrzem... Radość niespodziewanego "mistrza" najlepiej pokazuje ile to wszystko było warte.