Doskonale rozumiem Twój niedosyt informacji. Jednak takie było założenie tej wyprawy. To była wyprawa nie tylko prywatna, ale także specyficzna. Wyprawa po ciała bliskich. Naturalne więc, że była wyciszona, spokojna i refleksyjna. Z założenia nie była też medialna. To Jacek decydował o tym kiedy się kontaktował i z kim. Sam wybrał kanał przekazu. Nie chciał, by niepokojono go telefonami. Czasami mówił więcej, a czasami rzucał tylko jedno zdanie: "przekaż, że jutro podejmiemy pierwszą próbę dotarcia do naszych". Myślę, że dużo więcej dowiemy się po powrocie ekipy z Karakorum.
Chcę jednak zwrócić uwagę na to, czego dokonali Jacek Berbeka z Jackiem Jewieniem. Jestem przekonany o tym, że przejdzie to do historii himalaizmu. We dwójkę, działając bez tlenu i przy fatalnej pogodzie (huraganowy wiatr i silny opad śniegu) w ciągu sześciu godzin morderczej akcji przetransportowali i pochowali ciało Tomka Kowalskiego. Wszystko działo się na wysokości ponad 7900. O czymś takim dotąd nie słyszałem. Owszem, wyprawa wspomagana tragarzami, ale dwóch ludzi...
W kraju mówiło się dużo o tym, że to niemożliwe, że to szaleństwo, że nie wiedzą na co się porywają, że mają za nisko obóz trzeci, że bez pomocy pakistańskich tragarzy nie mają właściwie żadnych szans. Niektórzy kręcili tylko głową mówiąc: "oby nie było kolejnych ofiar".
A jednak udało im się. Zrobili rzecz heroiczną i bardzo ludzką, a to ostatnio zdarza się coraz rzadziej. Przed Jackami czapki z głów!