Zostawiając na chwilę na boku wszelkiego rodzaju dyskusje typu "pobocznego" a wracając do meritum sprawy - wszystko zależy od tego, na jakim poziomie się wspinasz i jakie jest Twoje podejście do instrumentu/ów.
Wspinam się z kilkoma zawodowymi muzykami, więc mam styczność z różnymi spojrzeniami na tę sprawę. Są osoby, którym wspinanie przeszkadza w graniu "krótkodystansowo" - nie chcą ładować np. na kilka godzin przed koncertem czy próbą. Są tacy, którzy łączą wspinanie i muzykę na wyrównanym i wysokim poziomie (powiedzmy 75% swoich możliwości?), ale aby dać z siebie maksimum w którejkolwiek dziedzinie muszą tymczasowo (kilka dni/tygodni) poświęcić tę aktywność, na której w danym momencie aż tak im nie zależy (a więc zamiast układu 75%-75% robi się np. 100%-50%). Są i tacy, którzy w ogóle nie dostrzegają problemu - wygląda na to, że ja należę do tej ostatniej kategorii. Po pierwszych wizytach na ściance ręce faktycznie były zmęczone (prosto po drugiej wizycie na panelu poszedłem grać koncert... jeśli czyta moje słowa jakiś muzyk - nie powtarzajcie mojego błędu :D ), ale w miarę regularne wspinanie sprawiło, że organizm przyzwyczaił się do takich obciążeń. W tej chwili mogę powiedzieć, że nie odczuwam wpływu wspinania na działalność zawodową.
I jeszcze jedno - skoro używasz sformułowania "pianino", zapewne muzyka nie jest Twoją życiową pasją i nie będziesz w ten sposób zarabiać na życie. Jeśli moje przypuszczenie jest trafne, wspinanie na normalnym poziomie (nie mówimy o ładowaniu po jakichś koszmarnych dziurkach, po których palce dwukrotnie zwiększają objętość :P ) nie powinno zakłócać działalności muzycznej. Po prostu rób to co lubisz, a jeśli zauważysz jakąś kolizję pomiędzy zainteresowaniami - cóż, życie to sztuka wyboru...