Szwarny Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> W naszym społeczeństwie negatywna motywacja to
> niestety rzecz powszechna...
A niby co w niej negatywnego? Chcę zrobić lepszą drogę/cyfrę, niż mój kompan - to wg mnie pozytywna motywacja, zwłaszcza jeśli on chce tego samego. To tak jak z grą w szachy: ja chcę wygrać, mój partner (właśnie: partner! nie wróg!) chce tego samego. Chęć pokonania najlepszego nawet (a może zwłaszcza) przyjaciela w tej drobnej rywalizacji nie ma NIC wspólnego z życzeniem mu źle, z negatywną motywacją, z dopierdoleniem sąsiadowi, czy też z polskimi przywarami narodowymi - to tylko zdrowa i wzajemnie motywująca rywalizacja. W umownych i jasno określonych granicach wspólnie uprawianej i wspólnie przynoszącej radość GRY. Czy ktoś normalny miałby radość z tego, że uda mu się udaremnić dobry wspin partnera przez celowe ściąganie go liną, dosypanie mu trocin do magnezji, czy też posmarowanie butów wazeliną? Przecież nie o to chodzi, by partnerowi cokolwiek zepsuć, a tylko żeby samemu być lepszym. To nawet nie przeszkadza trzymać za partnera kciuków. Jak zrobi lepszą drogę, cieszymy się z jego sukcesu, jak spadnie - też się cieszymy, bo nam się udało.
> Dobrze jeśli objawia się tylko tak jak w
> przypadku Konrada.
> Gorzej kiedy w intencji dopierdolenia sąsiadowi
> odprawia się modły :)
> Między pierwszym a drugim jest cienka granica
Cienka, jak dziesięć moich brzuchów w drugi dzień Bożego Narodzenia.