heLLios Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> A co jest kontrowersyjnego w toi-toi i
> śmietnikach??? To jest standard np. w rejonach
> skalnych Słowenii.
Kosze na śmieci pod skałami są nieekonomiczne, właśnie za sprawą owych tajemniczych "służb", które muszą tam jeździć, opróżniać zawartość, i to bez względu na to, czy kosz akurat jest pełen, czy jeno wala się w nim jedna niedokończona puszka mielonki. Po prostu nie stać nas na taki luksus - można tę samą kasę wydać znacznie pożyteczniej.
Poza tym taki kosz nie uczy ludzi kultury, a tylko zdejmuje z nich wszelką odpowiedzialność za stan rejonu. Jeżeli "służby" nie pojawią się tam na czas - czyli czasami bardzo często, i to w dni wolne od pracy (długie weekendy), to śmietnik piętrzy się nie tylko w koszu, ale też dookoła, a w rozwlekaniu jego zawartości pomaga wiatr i okoliczna fauna.
Zamiast przyzwyczajać wspinaczy do tego, że pod skałami stoją kosze, powinniśmy raczej zrobić wszystko, by zabieranie (nie tylko swoich) śmieci spod skał stało się normą.
Jeśli już robić tego typu akcje, to może nieco bardziej minimalistycznie, ale za to z sensem - np. publicznie ogłosić (szczególnie w skałoplanach) możliwość wyrzucania worów ze znalezionymi pod skałą śmieciami w jakimś utrzymywanym przez gminę miejscu (byle to nie był wolnostojący, bezpański kontener, bo zaczną tam wrzucać swoje gospodarcze odpady również nieuczciwi lokalsi).
Co do toi-tojów - sensowny wybór miejsca ich postawienia jest sporym wyzwaniem. Mogłyby się znaleźć na co większych parkingach pod atrakcyjnymi regionami, nie tylko wspinaczkowymi - tak jak obecnie stoi jeden przy remizie między Kobyłą a Będkowską w Będkowicach. Pytanie, ile procent użytkowników to wspinacze? Pewnie nawet nie większość. Od toi-toja jest zawsze lepszy regularny kibel podłączony do gminnej sieci sanitarnej - np. w Mirowie (już nie Małopolska) sprawę załatwiają tamtejsze placówki gastronomiczne. Dziwnym trafem w Małopolsce takowych prawie nie ma - pod skałami mieszkają ludzie, którzy zamiast zarabiać na gościach chcą widzieć ich jak najmniej. Pewnie każdy zaakceptowałby toi-toi, byle ów stanął jak najdalej od jego terenu. Także sprawa ich postawienia i utrzymywania jest trudniejsza, niż się to wydaje, i raczej nie jest to materiał na jakiekolwiek doraźne akcje lub projekty. Przykładem arcymądrej inwestycji tego rodzaju jest "unijny" parking nad kobylańską Kulą - wydano ciężką kasę na wytyczenie i utwardzenie placu parkingowego, stoi on sobie tam od ponad roku i co? Praktycznie NIKT z niego nie korzysta - nawet w weekendy parking stoi pusty. Prawie nikt nie wie, że tam w ogóle jest jakiś parking, na kilkadziesiąt samochodów zresztą. Wjazd jest tak słabo oznakowany, że prawie nie widać go z drogi, skręcając tam można urwać tłumik, a zostawiając auto w tym odludnym zaułku pod lasem ma się wątpliwości, czy będzie jeszcze stało po powrocie, czy szyby nie będą wybite, etc. Nawet wspinacze regularnie odwiedzający dolinkę często o tym parkingu nie słyszeli. Ot, miał ktoś projekt, wydano unijne pieniądze, żeby nie powiedzieć, że wyrzucono je w błoto.
Reasumując, trochę te pomysły wydają mi się dziecinne - coś jak piosenka "pust wsiegda budiet sonce", można wygrać 10 patyków, ktoś (unia?) postawi nagrodę, ktoś wyda cięższą kasę na realizację, a pewnie kryje się za tym nieumiejętność wykorzystania fundszy unijnych przez odpowiednie władze w normalnym czasie i trybie.