Kuba:
Mój pierwszy kontakt ze skalą francuską miał miejsce w 1991 roku, jak na West się jeszcze tak nie jeździło. Pojechaliśmy z uśmiechem na zawody do Pau i gospodarze zafundowali nam dłuższy pobyt na południu Francji w różnych bardziej i mnie znanych rejonach.
Przejście na początku lat 90-tych VI.3+ OS w polskich skałach to był dla mnie wyczyn - zrobiłem też kilka VI.4, ale to dosłownie kilka i to takich łatwiejszych. Tymczasem we Francji robiłem praktycznie każde 7a+, a 7b też wydało mi się dużo łatwiejsze niż nasze VI.4. To samo dotyczy 9- na FJ. Jeśli spadałem, to raczej z głupoty, a nie z "trudności".
Wyrobiłem sobie zdanie na ten temat i nikt mnie nie przekona, że polskie drogi są łatwiejsze niż na weście w porównywalnej cyfrze. Specyficzna cyfra jest np. w granitowych rejonach Tyrolu - tu muszę przyznać, ze trzeba się nauczyć wspinać, bo drogi są bezlitosne i wymagają tempa, a nie finezji. Tak samo jak się trzeba nauczyć wspinać na Podkarpaciu, bo na początku wydaje się przerąbane... ale to właśnie jest specyfika.
Co do Ospu to nie byłem, ale zdanie Bogdana nie pokrywa się z Twoim - Bogdan jest atletycznie przygotowany do takich dróg i uważa, że nasze VI.6-tki są trudniejsze niz tamtejsze 8b. Ja być może czułbym inaczej... Podobnie Bogdan czuje 7c, 7c+, 8a które atakuje OS. W Polsce zrobienie OS VI.5 (niby 7c+) to wydarzenie, o którym wszyscy wiedzą. We Francji takich przejśc polskich wspinaczy jest moc. Więc statystyka nie potwierdza Twojej sugestii. W Ospie ta statystyka też przemawia na korzyść polskich skał. Więc o co chodzi? Dochodzi jeszcze aspekt psychiczny - na Weście działasz pod presją czasu, bo ilość wstawek jest limitowana, w Polsce jak nie padnie, to wstawisz się za tydzień i po sprawie...
to tyle tak na szybko moje zdanie
pozdrawiam
jt
p.s. a co do porównania VI.4+ i 7c - niektóre VI.4+ to 7c (np. Fitzcarraldo), a niektóre to 7b+ (np. La Ringolog) i szafa gra