22 sty 2010 - 19:24:14
|
Zarejestrowany: 21 lat temu
Posty: 20 092 |
|
Bóg zapłać kolego za wyręczenie mnie tą zgrabną odpowiedzią.
Do koleżanki nie dociera, że są wielkie ściany (przynajmniej na skalę tatrzańską), których specyfika i odmienność zdecydowanie się wyróżnia na tle typowych ścian kursowych. I żeby na nie iść, trzeba coś sobą reprezentować, jako wspinacz.
Jest więc tak, że aby uszczknąć rąbka wiedzy o wielkim wspinaniu, trzeba zapłacić frycowe cyfrą.
Zaś Olga nie widzi, że tam można zdobyć wiedzę, której na żadnym Dreżu czy Leporze nie zdobędziesz. I dlatego też porównuje orientację na Kazalnicy ze ścianami kursowymi... wolne żarty!
Najbardziej śmieszne jest podawanie jakiś jednostkowych przykładów, jakoby falsyfikujących to, co tu piszę. Że ten został przeciągnięty, a nic nie umie. Kurwa mać! Zatem albo był jełopem, albo miał kiepskiego instruktora!
Zabawne, że akurat znasz przypadek tego kursu i jak rozumiem kursanci byli odmiennego zdania, niż Olga.
Nie jest tak, jak niektórzy implicite tu sugerują. Wraz ze wzrostem trudności (o ile są to trudności, które kursant może przejść OS), powiększa się bagaż dydaktyczny, a nie obniża. I tylko mądry dobór dróg jest warunkiem, by kursant poznał wszystkie elementy wspinania. Przecież tak samo można wybierać drogi banalne, które będą dydaktycznie zbyt jednorodne.
Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty