W ogóle to wspinanie na czas to takie toważystwo wzajemnej adoracji, robi się tam więcej działaczy (z mniejszym lub większym brzuszkiem) niż wspinaczy. Koledzy ładują kolegów w dupala byle by tylko moi byli wyżej w tabelce.
Podobno w pewnym mieście na wschodzie Polski już na kilka dni przed zawodami miejscowi zawodnicy wiedzieli, że drogi będą "po czarnych", a same czasówki ponoć przypominały te, które były nakręcone podczas wcześniejszego zgrupowania kadry juniorów.
Ale ja tam nie wiem, nie znam się.