DoubleYellow Napisał(a):
> Dokładnie tak. Czepiacie się zupełnie
> niepotrzebnie.
Na tym forum wszelkie czepialstwo doczycące
niuansów technicznych, od których może zależeć
bezpieczeństwo, jest jak najbardziej na miejscu.
A poza tym, metoda, którą opisałeś jest skrajnie
głupia nawet w sytuacjach kryzysowych.
Mniejsza o taki drobiazg, że się można ubić.
Gorzej, że jak już zjedziesz na całą długość liny,
to jest wysoce prawdopodobne, że ani liny ani
karabinka nie odzyskasz. Możesz sobie trząść
liną do woli. Na stanowisku 60 metrów wyżej
twoje trzęsienie będzie znaczyło tyle, co podmuch
wiatru. I to nawet gdy zjazd wykonasz w pełnej lufie.
A jeśli chociaż trochę połogich skał jest po drodze -
zapomnij. Już chyba lepszym pomysłem (choć też
z gatunku skrajnie głupich) byłby zjazd z karabinka
przełożonego przez pętlę i zablokowanego rękojeścią
młotka (tak, żeby młotek wypadał pod własnym ciężarem,
gdy lina nie jest obciążona). Zjedziesz, wypinasz linę,
dostajesz młotkiem w łeb, potem lina spada i możesz
szykować następny zjazd.
> Osobiście uczył mnie świętej
> pamięci B.Krauze że można np. rozpruć linę i
> zjeżdżać na splotach rdzenia osobno i osobno na
> oplocie.
Chyba na jakichś przedpotopowych linach.
Na nowych tak nie zrobisz.
Dzięki nauce wylatujemy w kosmos,
dzięki religii wlatujemy w budynki.