> > A Ty jakiego określenia byś użył?
> Może; prawdopodobnie najtrudniejsze kobiece
> powtórzenie?
Nie na temat odpowiedziałeś. Chodziło o odpowiedni
tytuł dla osoby, nie czynu. "Autor przejścia" nie jest
może sformułowaniem najszczęśliwszym, ale póki co
nie ma lepszego.
> W moim pojęciu autorstwo dotyczy
> procesu kreacjonistycznego, "stawania" się drogi
> wspinaczkowej poprzez zrealizowanie sekwencji
> ruchu
Słusznie, w odniesieniu do "autorstwa" samego w sobie.
W tym jednak przypadku jest to część pewnego (dość nowego)
idiomu, a rozbieranie idiomów na części i dosłowna ich
interpretacja nie ma sensu.
> Można ją [drogę] porównać do utworu muzycznego
> który "jest" w momencie kiedy jest grany, lecz
> przecie nie przestaje być, gdy wybrzmi ostatni
> akord kody. Zmienia się jedynie sens i znaczenie
> jego "bycia". Lecz ciężko mi zaakceptować fakt,
> gdyby kto zechciał nazwać mnie autorem zagrania
> toccaty i fugi d moll tylko dlatego żem ją
> "wystukał" na klawiaturze.
Może Ty, próbując zagrać na organach toccatę d-moll,
dokonałbyś jedynie "wystukania". Niemniej, istnieją muzycy,
których interpretacje są wysoce twórcze.
Zapewniam cię, że wśród krytyków muzycznych
funkcjonuje określenie "autor interpretacji" - i na tej
samej zasadzie pojawiło się owo "autor(ka) przejścia".
Zwłaszcza z dodatkowymi określeniami - np. autor pierwszego
przejścia (kobiecego, zimowego, etc), autor wiekopomnej /
błyskotliwej / nietuzinkowej interpretacji dzieł organowych JSB.
> Zostawiam autorstwo
> Bachowi, jako twórcy. Ja jestem i będę jedynie
> wykonawcą. Tak samo rozumiem powtórzenie, no z
> jednym wyjątkiem; można zostać autorem
> uklasycznienia, czy odhaczenia.
A czemu nie podniesiesz do tej rangi pierwszego przejścia kobiecego?
Albo pierwszego powtórzenia, oraz innych, z jakichś względów
zasługujących na uwagę, przejść tej samej drogi?