Kiedyś pod Fremejem będąc (lata 90) zauważyliśmy rowerzystę-MTB, który przymierzał się do całkiem stromego zjazdu naprzeciwko Freneja. Na rower była to niezła ścianka. Wystartował w końcu, patrzyliśmy z otwartymi koparami jak jedzie... udało się... gdyby nie całkiem okazały krzak dzikiej róży na dole, w który to ów zjazdowiec wbił się tak głęboko, że wyciągano go przez 15 min. Kręgosłup wytrzymał, więc to chyba nie ten przypadek.