Przyznam, że uznanie grani, np. śnieżnej, za przelot jest pewnego rodzaju semantyczną ekstrawagancją. Ja bym tak tego nie nazwał, ale sprzeczać się nie będę.
Różnicę widzę w tym, że idąc po wąskiej śnieżnej grani, będąc związanymi, efektywność asekuracji zależy od reakcji tego, co nie odpadł. Jeśli gość nic nie zrobi - obaj lecą.
Jeśli jednak asekurują się coś tam motając, np. na skalnej grani, to nawet, jeśli tamten nic nie zrobi, jest szansa, że na przelocie obaj zawisną.
Mówcie sobie co chcecie, ale nazwanie śnieżnej szerokiej na pół metra grani, która ciągnie się 100 metrów przelotem jest nie tylko semantyczną ekstrawagancją, ale i semantycznym nadużyciem ;-)
Jest to wszakże tylko spór o słowa, bo meritum jest takie, że chodzenie będąc związanym z mentalnym nastawioeniem "bez asekurowania" jest bzdurą.