Nocleg w górach nie dla każdego
Jacek Drost
[
www.polskatimes.pl]
W przeszłość odchodzą czasy, kiedy nawet w przepełnionym schronisku górskim można było znaleźć nocleg.
Teraz turystę - zamiast wypoczynku - może czekać niebezpieczna nocna wędrówka po górach. Przekonała się o tym Aleksandra Matuszczak z Tychów, która w ostatnim dniu 2007 roku odwiedziła dwa beskidzkie schroniska. Z obydwu, choć było już po zmroku, kierownicy obiektów wyrzucili ją i jej chłopaka, Krzysztofa Hermana, za drzwi.
Nie planowali noclegu w górach, choć mieli przy sobie karimaty i śpiwory. Późnym popołudniem doszli do schroniska na Klimczoku (1117 m n.p.m.). - Byliśmy zmęczeni całodziennym marszem - mówi Matuszczak. - Zapytałam o możliwość przenocowania, choćby na podłodze. Usłyszałam, że nie ma takiej możliwości. A nawet jeśli byłaby, to cena noclegu wynosi 500 zł. Poszliśmy więc dalej.
W odległym o godzinę schronisku na Szyndzielni (1001 m n.p.m.) sytuacja się powtórzyła. - Na pytanie o możliwość spędzenia nocy w schronisku usłyszeliśmy, że nie ma takiej opcji, nawet na "własnym sprzęcie". Nie pozostało nam więc nic innego jak nocne zejście w dół - dodaje Matuszczak.
- Faktycznie, stary dobry obyczaj udzielania noclegu każdemu turyście zanika - mówi Jerzy Siodłak, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR. Według niego dzieje się tak, od kiedy schroniska zaczęli prowadzić biznesmeni, a nie ludzie gór - przewodnicy czy ratownicy. - Schroniska nastawione są na zarabianie pieniędzy i przekształcają się w hotele - dodaje. Dzierżawcy obu schronisk twierdzą, że jeśli ktoś wybiera się w noc sylwestrową w góry, to powinien liczyć się z tym, że może nie znaleźć noclegu.
Turyści obawiają się, że nie znajdą noclegu, gdy schroniska zamienią się w hotele
- U nas jest ciasno - mówi Zdzisław Kukla, kierownik schroniska na Klimczoku. Wyjaśnia, że tego dnia organizowali bal sylwestrowy. Turyści zarezerwowali miejsca dwa miesiące wcześniej i nie wyobraża sobie, że miałby im powiedzieć, iż ktoś będzie się plątał po obiekcie. Podkreśla, że nikogo nie wyrzuca. W schronisku jest stolik, przy którym można napić się herbaty, odsapnąć i, jeśli nie ma miejsc do spania, iść dalej.
- Mieliśmy 90 osób w schronisku, a miejsc jest tylko 50. Nie było miejsca nawet na rozłożenie karimat - dodaje Janusz Szaja, kierownik schroniska na Szyndzielni. Pani Aleksandra złożyła na schroniska skargę do PTTK. Obydwa należą do spółki Schroniska i Hotele PTTK "Karpaty" w Nowym Sączu. - Wyjaśniamy wszystkie okoliczności zajścia - powiedziała pełnomocnik zarządu spółki Bożena Nowak.
Wojciech Mateja, ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Zakopanem, mówi: - Regulamin PTTK wyraźnie mówi o noclegu zastępczym.