OK. Po głębszym poszperaniu doszukałem się:
"Pierwszy raz robiliśmy to po deszczu i nie dało się tego przejść klasycznie, bo po prostu lała się tam woda. Zresztą podczas drugiego przejścia, mokre lub wilgotne chwyty też stanowiły problem. Całe trudności składają się dosłownie z 4 czy 5 ruchów, w dodatku nie jakichś specjalnie trudnych. Jest to wyjście z okapiku w gładkie zacięcie. Nie ma żadnych tajemniczych patentów: ruchy są ewidentne, bo trzeba wykorzystać jedyne chwyty – krawądki, które są na płycie. Nie jest to super trudna sekwencja
i myślę, że jeśli ktoś będzie ją robił w lepszych warunkach, to może się okazać jeszcze łatwiejsza.
Podczas pierwszej przymiarki podsuszyłem chwyty magnezją, później miałem jeszcze dwie próby i za każdym razem wypadałem
z mokrej krawądki albo mokrego stopnia. Zrobiłem to klasycznie dopiero, kiedy udało mi się nie wypaść z tych chwytów. Po przejściu wyciągu, zjechałem z powrotem do partnera, który zdążył już zmarznąć na stanowisku. Chciałem, żeby on się przystawił i wypowiedział na temat trudności, bo tak naprawdę sam do końca nie wiedziałem, jak je ocenić. Ten chłopak nigdy nie poprowadził drogi trudniejszej niż – bodaj – 6c+, więc gdyby to było naprawdę trudne, on nie miałby szans, a tymczasem niemalże to zrobił. Widział moje próby i mimo że był zmarznięty – prawie przeszedł to flashem, spadając z ostatniego trudnego przechwytu. Świadczy to o fakcie, że nie może być mowy o żadnej ekstremie. Doszliśmy do Półki z Krzakiem, a ponieważ robiliśmy kilka dni wcześniej Kant Filara, nie chciało nam się już wychodzić. Praktycznie jest to droga trzech wyciągów, a góra wiedzie już bardzo łatwym i nieciekawym w lecie terenem. Nawet te trzy wyciągi, choć są ładne, bo jest to atrakcyjny fragment ściany, są jeszcze za mało przechodzone i co chwilę kruszy się tam jakiś malutki fragment stopnia czy chwytu. Zanim to będzie bardzo ładna droga, musi ją przejść jeszcze kilka zespołów."
[
www.google.pl]