generalnie socjalizm to syf, ktorego nie moge scierpiec i dlatego nie glosowalem w publicznym spedzie poparcia dla brukselki. nie znosze jak ktos zyje z lapa w mojej kieszeni i co chwila cos stamtad wyciaga. na szczescie mam teraz te przyjemnosc ze nie place za duzo na tych wszystkich darmozjadow (tylko, a moze az, VAT i akcyze).
ale nie chcialbym tez zyc w kraju gdzie glownym czy jedynym czynnikiem branym pod uwage jest efektywnosc czy rentownosc.
co do usa - gospodarczo sa potega (choc nie wiem czy chiny ich wkrotce nie przegonia - co prawda szykuje sie i u nich przegrzanie rury wkrotce), ale za to co to sa za jelopy! z 80-90% amerykancami, ktorych spotkalem, nie da sie normalnie pogadac, jesli chodzi o kulture to moze nie sa na poziomie Zimbabwe, ale 90% ich dzialalnosci kulturalnej jest na poziomie McDonalda. dlatego wole Cannes od LA i ECM od Columbii.
w zyciu nie przeprowadzilbym sie do USA :) do finlandii zreszta tez nie, bo gdzie tam loic???