Wydawało mi się, że Blanchard jest czarny - jeżeli nie, to potwierdza to tezę, że kolor chyba nie odgrywa roli decydującej, choć znaczącą - np. taki Joe Zawinul, jeśli się nie mylę to Austriak, a gra jak chłopak z Harlemu. Myślę, że istotniejsze jest to, że potęga środowiska jazzowego bierze się z publiczności, która napędza do nowych dokonań, a w Europie z tym nie jest najlepiej.
Z Możdżerem to chyba nie jest tak, że solowo gra co innego, a co innego w zespole. Ja wiązałem duże nadzieje z Miłością, bo sądziłem, że wreszcie mamy w Polsce jazz grany z potrzeby duszy, a nie jako modę lub wprawkę, a okazało się inaczej.
Ryba