Psychologiczny nos się tu przydaje, ale mi chodziło o bardziej algorytmiczne postępowanie. Nie musisz być mistrzem empatii. Jedziesz i patrzysz. Ktoś często bez potrzeby hamuje, wychyla się do wyprzedzania, choć wychylał się przed chwilą i było widać, że jest sznur z naprzeciwka, obiera zły tor jazdy na zakręcie... wiele takich obserwacji, które dobremu kierowcy czasem zajmują dosłownie sekudnę, powodują zapalenie się lampki ostrzegawczej.
Poza tym Twoje ciało musi być radarem. A ludzie jeżdżą jak ślepcy.
Czasem widzisz, że z naprzeciwka jedzie samochód, którego dogania inny w jakąś kuriozalną prędkością. Ja skutki tego widzę wcześniej. Więc albo hamuję i zjeżdżam, wiedząc, że jest olbrzymie ryzyko, ze to idiota, który albo jest literalnym zabójcą, albo ślepakiem i w ostatniej chwili zjedzie mi na czołówkę, albo czasem przyspieszam, jeśli mogę wcześniej minąć się z tym pierwszym gościem, zanim tamten go dojdzie.
Jeśli jeździsz w taki sposób, a do tego masz pewną techniczną bazę, jazda naprawdę nie jest szczególnie niebezpieczna.