14 mar 2012 - 14:03:49
|
Zarejestrowany: 21 lat temu
Posty: 2 881 |
|
Ponieważ na forum KW Warszawa [
kw.warszawa.pl] pojawił się wątek, w którym moje doświadczenia mają służyć za lub przeciw pewnym tezom, a najbardziej aktywni interlokutorzy dyskutują również tutaj, donoszę, że zaszło pewne nieporozumienie.
50% wyrwanych kamów w jurajskim wapieniu (wzmiankowanych w Górach nr 169 na stronie 81) dotyczy moich lotów na Jurze w ogóle, a nie glebowań.
Statystyka 11 moich glebowań jest zgoła inna:
- gleba z żywca bez znajomości z powodu niedocenienia trudności: 1
- gleba z żywca bez znajomości z powodu urwania dwóch chwytów: 1
- niedbałe zawiązanie węzła podczas wędkowania: 1
- niezapięcie małpy podczas wędkowania z autoasekuracją: 1
- gleba z powodu niemożności wpięcia się do pierwszego przelotu i minięcia go: 3
- urwanie dwóch uszek skalnych i złamanie się karabinka w przelocie "ostatniej szansy": 1
- wyrwana kostka w wapieniu: 1
- wyrwany kam w wapieniu (odłamanie krawędzi dziury): 1
- wyrwany kam w wapieniu (wyskoczył z obłej ryski): 1
Nie wiem, co Olgierd i Doktor mieli na myśli pisząc o wypadkach na własne życzenie, chyba że chodziło o fakt, że wiele z ryzykownych dróg atakowałem na limesie możliwości fizycznych w danym momencie, a wtedy lot jest prawdopodobny. Na przykład z sześciu dróg klasy R na Jurze o wycenie VI.3 i VI.3+, z poprowadzenia których jestem najbardziej dumny, pięć atakowałem na absolutnym limesie. Na dwóch z nich poleciałem w sposób nieobojętny dla zdrowia, jak zresztą literka "R" sugeruje.
Podsumowując: w jurajskim wapieniu uważam kamy za przeloty drugiej kategorii (tak jak mikrokostki) i obecnie żałuję, że onegdaj sprzedałem w Wenezueli pokaźny zestaw heksów.
Ponieważ pobocznym wątkiem była moja inklinacja do wypadków samochodowych, z przyjemnością donoszę, że w ostatnie ferie przeżyłem jubileuszową 40 stłuczkę, po której ubezpieczyciel próbował mi wykazać, że jestem oszustem ubezpieczeniowym.
m.b.
Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty