Zastrzegam, że nie znam ani uczestników wyprawy ani okliczności jej organizowania, ani jej przebiegu. Skoro jednak nie ma żadnej odpowiedzi pozwolę sobie snuć domysły.
Otóż generalnie można przypuszczać, że srebrne jajo zostało wręczone, jak nazwa nagrody wskazuje, za jajcorzenie.
Termin "jajcorzenie" znany jest w środowisku od lat. "Jajcorz" to osoba z reguły mocna w gębie, odgrażająca się górom i skałom, o raczej średniej klasy osiągnięciach czy wręcz mizernych w porównaniu z jej buńczucznymi planami.
Jajcorzy i jajcarskich wypraw było dość sporo. W osiągnięciu sukcesu przeszkadzało jajcarzom zawsze COŚ. To "coś' musiało być dość dobrą wymówką. o którą nie łatwo. Już sam rodzaj wymówki mógł zdemaskować jajcorza.
Klasycznym pierwowzorem wyprawy jajcarskiej była "ekspedycja" KW Katowice do Turcji w latach 70-tych. Wyprawa nie znalazła Gór. Zabłądziła w dzikim kraju i wróciła. Wymówka : Turcy nie znali obcych języków.
Potem było jeszcze trochę wypraw, które nie docierały do bazy, albo wycofywały się spod ściany bez wyraźnej przyczyny.
Za klasyczny przykład jajcorza uważany był kiedyś Łoza - ale tej historii w szczegółach nie znam. Nie wykluczam jednak, że śląskie "jajcorzyć" jest bliskie warszawskiemu "wyłozować", ale synonimy to na pewno nie są.
Trzymając się tego schematu można się domyślać, co było na Bhagirati. Ale najprostsze dane by się przydały typu:
-pod ścianę podeszli?
-skały dotknęli?
Ale o tym jak ktoś chce to informacje pewnie znajdzie w górskiej prasie albo sprawozdaniu UKA za jakiś czas??
pzdr
dziadek