Szalony Napisał(a):
> Analizuję-i w tym dictum Mark Twain popelnil
> bzdurę.Być moze są ludzie którzy..."nie
> zaslugują".....Natomiast z pewnoscia prawda
> zasluguje na to aby byla "mówiona" tzn
> propagowana....W tej materii-znacznie wiekszym
> autorytetem od Twaina był Sokrates.Który uznawal
> iz podstawą wszelkiej cnoty(moralnosci, etycznego
> postepowania ktore z niej wynikają) jest
> znajomosc prawdy,wiedza gdyz u Sokratesa to
> jedno.....
Nie przypuszczałem, że jesteś tak podatny na autorytety. Co do Sokratesa - zdawał on sobie również sprawę z ułomności poznawczych, a raczej z naturalnej "nieczystości umysłu", który - pozostając pod wpływem skrajnie nieobiektywnej emocjonalności - skazany jest na błądzenie we wszystkich kwestiach, przy których analizie, mimowolnie, włączają się emocje. Sokrates uważał, że ich wpływ należy rekompensować poprzez tym surowszy osąd danej osoby lub sytuacji, im więcej wzbudza ona emocji. Objawiało się to m.in. szczególnie krytycznym stosunkiem do osób przez tegoż Sokratesa "miłowanych". Nieszczęśnik lub nieszczęśniczka w zasięgu jego "miłości", przyjaźni, etc, skazani byli na efekty tej kompensacji, która kazała Sokratesowi koncentrować się na ich ułomnościach, by uniknąć - nieobiektywnego - rozpływania się w zachwytach wynikających z bliskości. Ktokolwiek (niezależnie od płci, zresztą) byłby żoną Sokratesa, byłby skazany na stanie się Ksantypą. Też tak masz z kobietami, Chiński Macharadżo? To się chyba nazywa intelektualizacja. Im bardziej kogoś miłujesz, tym głębiej tę relację podkopuj, by nie zatracić tak niezbędnego w dążeniu do prawdy obiektywizmu.
Dzięki nauce wylatujemy w kosmos,
dzięki religii wlatujemy w budynki.