Ja!
Ja!
Ja się znam!
Wybierz mnie!
Doktorku,
nieważne, kto rządzi, bo jest pewna stara zasada zarządzania funduszami unijnymi: "poślizg".
To się zawsze obsuwa i opóźnia, a w Polszcze szczególnie, bo zamówienia publiczne, biurokracja, ignoranci w urzędach i ministerstwach (nie mam na myśli władzy, a aparat urzędniczy, który ma zapieprzać i mieć pojęcie o co chodzi.)
Kasę unijną się rozlicza w okresach siedmioletnich, tzw. perspektywach finansowych. My nasze 67 mld EUR mamy rozliczyć, czytaj wydać swoje i otrzymać refundację z Brukseli do końca 2015 roku.
Ale nie przejmuj się kasy jest za mało, a chętnych od cholery i to na każde EURO. Więc suma summarum, będzie OK.
Zamieszanie wynika z tego, że środki unijne ujmuje się w budżecie państwa (ROCZNYM) po stronie dochodów, a jak opóźniamy realizację projektów i ich rozliczanie, to ta kasa spłynie później. Ale to też nie problem, bo budżet państwa po stronie dochodowej jest PROGNOZĄ, a po stronie wydatków OBLIGIEM i dlatego batalia budżetowa jest nie o dochody, a o wydatki, czyli komu dać.
Dochody z UE nie zasilają budżetu państwa, a wędrują - via urzędy - do beneficjentów pomocy, czyli jednostek samorządu terytorialnego, firm, organizacji pozarządowych, szpitali, szkół, uczelni etc. Więc problem w sensie finansów państwa jest drugorzędny, ale w sensie wspierania procesów rozwojowych przy pomocy kasy unijnej jest już inaczej. Ale ta maszyna się musi dotrzeć, bo po raz pierwszy w historii sami tym zarządzamy i stąd nasze problemy.
Lepiej naostrz dziaby i napieraj.
A kasa unijną już my się zajmiemy.
Z taternickim,
D.
For those about to ROCK...
we salute You!!!